poniedziałek, 11 listopada 2013

9. Everybody needs somebody .




***


Przez małe okno, do kuchni wpadały promienie zachodzącego słońca, a o szybę obijał się ciepły i suchy wiatr Santa Ana, wpadający do pomieszczenia ze świstem. Patrzyłam, jak firana wije się pod jego siłą, raz opadając raz podnosząc się. W pokoju było ciepło, bo wraz z końcem listopada temperatura sięgała dwudziestu czterech stopni i wcale nie zamierzała spadać. To, było jedną z tych rzeczy którą pokochałam w Los Angeles. To zdecydowanie nie jest miasto dla ludzi  z depresją. Tu nie można po prostu mieć dolinę, z powodu paskudnej pogody za oknem, tak jak nie raz bywało gdy jeszcze mieszkałam w domu, w Lafayette. Wstałam z krzesła i podeszłam do okna, splatając ręce na piersiach. Na ulicy było spokojnie.Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. 
- Cz-cześć. 
Usłyszałam za sobą głos. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie.Koło kuchenki stał Jeff, otwierając lodówkę i wyciągając z niej butelkę wody. Usiadł na moim miejscu i przeczesał się po włosach, otwierając wodę. Wypił połowę naraz i spojrzał na mnie, uśmiechając się.siadłam na przeciwko niego, wyciągając z paczki papierosa i zapalając go. Wypuściłam dym z ust, mrużąc oczy. Patrząc na niego, myślałam o Slashu i o tym, co tak na prawdę tu robię. 
- Wiesz...wczoraj jakoś nie było czasu, żebyśmy pogadali...a...ja...chciałem z tobą o czymś porozmawiać.- nagle powiedział. Zaciągnęłam się i spojrzałam mu w oczy, wyczekująco. 
- Bo...jak już teraz mam pieniądze, to stać mnie na lepsze mieszkanie...już nie muszę handlować dragami, a ty nie musisz przeznaczać kasy od rodziców, na jedzenie...i w ogóle...więc, chciałem ci się spytać...czy...
Już wiedziałam co takiego chce mi się spytać. Co mam ci powiedzieć, Jeff? Że z tobą zamieszkam? Dokładnie kilka godzin temu, Slash pytał mi się o to samo. 
- Czy chcesz ze mną zamieszkać, w tym nowym mieszkaniu? Upatrzyłem już to na Wilshire, obok...
- Wiem.- przerwałam mu, wypuszczając dym.
Przyjrzał mi się dokładnie i przechylił głowę w bok.
- To..c-co?
Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam się na krześle. Było mi tak strasznie źle ukrywać to wszystko. Był moim najlepszym przyjacielem. Był wszystkim tym, czego pragnęłam  i potrzebowałam...ale teraz? Nie mogę przestać myśleć o tym, że nasza przyjaźń się skończyła. To co było między nami teraz...już nie wróci. Chyba dorośliśmy i tyle.
- Wiesz...chyba...nie.- powiedziałam cicho, czując na twarzy wypieki. Zatrzymał wzrok i zastygł w takiej pozycji na kilka minut.
- To gdzie chcesz mieszkać?Tutaj? Przecież stać mnie na lepsze...-zaczął mówić, ale znowu m przerwałam.
- Nie, Izz.- pierwszy raz powiedziałam do niego, nie po prawdziwym imieniu.- Ja...ja...mówię o tym, że już chyba pora abym sama się tutaj rozwinęła. Nie twoim kosztem, ani moich rodziców, ani nikogo więcej...w przyszłym tygodniu zaczynam pracę w Kerrang, będe co chwile wyjeżdżać do Londynu, do głównej siedziby...nie wiem, jakby wyglądało to wszystko, gdybym miała...zamieszkać...razem z tobą...jeszcze studia, ja naprawdę...
Przerwałam by zobaczyć jego reakcję. Była nijaka. Zupełnie nic. 
- A-aha.- powiedział tylko i poruszył się niespokojnie, znowu przeczesując sobie włosy. 
Tym razem to ja mu się przyjrzałam, czując że robi mi się co raz goręcej. Za półgodziny mam być pod mieszkaniem Saula, a ja utknęłam w tej bezcelowej wymianie zdań. Dobrze wiem, że będę musiała teraz przez kolejne dwa tygodnie umierać, z wyrzutów sumienia, spowodowanymi moim charakterem.Chciałam sie odezwać, ale nagle zadzwonił dzwonek. Zerwałam sie z miejsca, prawie biegnąć do drzwi. Otworzyłam je i stanęłam na przeciwko McKagana.
- Cześć, mała...- powiedział, pocałował mnie w kącik ust, nawet nie wiem czy przez przypadek i poszedł do kuchni. Westchnęłam i zamknęłam za nim drzwi. Usiadł koło bruneta i rozsiadł się tak, jakby był u siebie. 
- Mogę dziś u was przenocować? Mandy, znowu...wiecie...-powiedział i zerknął na mnie ukratkiem. Zapadła cisza. Zapalił Marlboro i popatrzył raz na mnie raz na niego.
- Co, nie mogę?- spytał, zaciągając się papierosem.- Eee...co wy się pieprzyliście, że macie takie miny?
Zamknij się, kretynie. 
- Oj, Duff.-przerwałam mu zniecierpliwiona.- Pewnie, że możesz...nie nic się nie...nic sie nie stało. Muszę wyjść, umówiłam się...
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki, by się przebrać.Z jednej strony cieszyłam się, że blondyn przerwał nam tą rozmowę...ale tak właściwie to nic nie pomogło. Tak czy siak, będziemy musieli zacząć ją od początku. Ubrałam się w krótkie szory i koszulę w kratę, rozpinając ją mocniej na biuście. Kiedyś, nigdy w zyciu bym sobie na takie cos nie pozwoliła. Założyłam martensy i poszłam jeszcze do kuchni po klucze.
- Będę wieczorem, a wy?- powiedziałam do nich, otwierając drzwi od mieszkania. Obróciłam się i przyłapałam Duffa na tym, jak mierzył mnie wzrokiem. 
Spojrzałam na niego czujnie i popukałam się w czoło. Uśmiechnął się i mrugnął do mnie. 
- Weź w razie co klucze...- powiedział. Izzy nawet się na mnie nie spojrzał. Wzruszyłam ramionami i wyszłam, zbiegając po schodach. Wsiadłam w pierwszy autobus jaki przyjechał i zaraz potem wysiadłam pod budynkiem. Wbiegłam po schodach i przystanęłam pod drzwiami Slasha. Zadzwoniłam dwukrotnie, ale nikt mi nie otwierał. Zapukałam i zaczełam się co raz bardziej niecierpliwić. 
- No co jest?- spytałam sama siebie, znowu naciskając dzwonek. Gdy już chciałam iść, drzwi otworzyły się i stanęła w nich Brook. 
- Cześć, Sullivan...- Kurwa, zawsze musisz do mnie mówić po nazwisku?
Przybliżyłam się o parę kroków i nie pewnie na nią spojrzałam. 
- Cześć...jest..Slash?- spytałam. 
Przegryzła wargę i oparła się o drzwi. 
- No jest, ale...o co chodzi?- spytała. A co cie to obchodzi?
- Nie, dobra Brooky...- usłyszałam jego głos. Brooky? Serio?
Stanął obok niej i uśmiechnął się do mnie. 
- Cześć, Jamie.- powiedział, tak jakby nic się nie stało. Patrzyłam raz na niego, raz na nią. Normalnie, pewnie bym to zignorowała, ale tym razem zwróciłam uwagę na to, że ma na sobie tylko prześwitującą bluzkę, która odkrywała jej pępek i ledwo co była naciągnięta na krótkie, dzinsowe spodenki. I wtedy poczułam się tak zazdrosna, jak nigdy. 
- Cześć...i...jednak...jednak nic.- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, zbiegając po schodach.
- Jamie...co...?!- Slash krzyknął za mną, ale juz go nie słyszałam. Wyszłam na ulicę, trzaskając drzwiami. Co ta dziwka sobie myśli?! Że jest jej?! że ma go tylko dla siebie?! Że może u niego mieszkać?! Że...Boże, Jamie...co ty gadasz. 
Usiadłam na ławce w Green Parku i wbiłam wzrok w drzewa. Przecież ja też mieszkam ze swoim przyjacielem. Też właściwie dziele z nim życie...ale nie w tai sposób! 
Serce wałczyło z rozumem, wymieniając się argumentami. Wyrzuty sumienia zmieszały sie z zazdrością i rozgoryczeniem, co za uczucie. Zaczęło się ściemniać, więc poszłam go sklepu po piwo. Kupiłam kilka i paląc papierosa, poszłam w kierunku domu. Weszłam po schodach i otworzyłam kluczami drzwi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. 
W kuchni było otwarte okno, więc odstawiłam siatkę i ściągnęłam buty, kopiąc je pod ścianę.
- Co za pojeb, zawsze mówie że ma zamykać to jebane okno...- warnełam do siebie i podeszłam, zamykając je. 
- Sory, to moja wina.- podskoczyłam, krzynąwszy przy tym głośniej niż Axl. 
- Jezu, D-duff...-jeknęłam, opierając się o blat.- Pojebało cię?
Zaczał się śmiać i zgasił papierosa, wypuszczając dym z ust. 
- Sory, czekałem na najlepszy moment.- wyszczerzył się i wstał ,biorąc ode mnie siatkę. 
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i poszłam do łazienki, by umyć ręce.
- Czemu jesteś tak wcześnie?- powiedział z kuchni.
- A ty?- odpowiedziałam, unikając tematu. Opadłam obok niego przy stole i otworzyłam butelkę piwa, podając mu jedną.
- Nie chce mi się i tyle.- odpowiedział, wzruszając ramionami. Zapadła cisza, bo oboje wypiliśmy na raz chyba pół butelki.Odetchnęłam i odchyliłam głowę do tyłu.
- Mów.- powiedziałam. 
Spojrzał na mnie i po chwili na butelkę.
- Wiem, co chcesz wiedzieć...ale żeby ci to wszystko opowiedzieć, muszę mieć wódkę.- rzekł i spojrzał znacząco na lodówkę. Wstałam i wyciągnęłam z szafki dwa kieliszki oraz wódkę z lodówki. Usiadłam na to samo miejsce i podałam mu butelkę.
- Lej.- powiedziałam. Nie zastanawiałam się gdzie jest Jeff i w sumie wcale mnie to teraz nie obchodziło. Chciałam zapić moją flustrację. 
Nalał płynu do dwóch kieliszków i podał mi jednej. 
- Za nas.- powiedział, trykneliśmy się nimi i wypiliśmy do dna. Odstawiłam z hukiem kieliszek na stół, a on lał już kolejne.
- Dobra, do trzech i przerwa.- powiedziałam. Tak i było. Po trzech zapaliłam papierosa, rozsiadłam się na krześle i uśmiechnęłam się.
Zaczął mi opowiadać o co pokłócił się z Mandy i ogólnie, o tym całym gównie. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Kurwa, jest nawet dość przystojny. Nie...jakiś taki chudy...i...taki...ale nie mogę zaprzeczyć,faktu że mi się podoba. Ma ładne oczy, takie brązowo zielone. I fajne usta i w ogóle...O-o, nie pij już Jamie.
- Co tak na mnie patrzysz? - spytał nagle uśmiechając się. Ocknęłam się i odwzajemniłam uśmiech.
- Jestem pijana...i tyle.- zaśmiałam się. 
Kiwnął głową i zapadła cisza, przerywana syrenami policji na oknem. Zapaliliśmy papierosy i jakoś tak dziwnie wpatrywaliśmy się w siebie znad dymu. 
- Chyba...chyba już nie mam cierpliwości co do tej całej...-przerwał na chwilę.- Tej miłości...niby kocham Mandy...a ona mnie...a tak naprawdę...kurwa, jestem za młody...czasami mam ochotę na coś innego, rozumiesz? Ona oczekuje ode mnie wszystkiego tego, czego ja nie mogę jej dać...czasem moje pragnienia, przewyższają wszystko i może jestem chujem, ale lubię za dużo wypić, czasem się naćpać i..i po prostu być sobą.
Duff McKagan się otworzył. I to przy mnie. 
- Rozumiem...-powiedziałam kiwając głową.
Znowu zamilkliśmy.
- Fajnie by było mieć taką laskę jak ty...wiesz, wypijesz, czasem coś weźmiesz...a nie że tylko siedzisz i marudzisz mi, że chcesz iść do domu...Duff to, Duff tamto...kurwa, ile można?
Zaśmiałam się, czując w końcu alkohol we krwi. 
- Idziemy gdzieś mała? - powiedział szczerząc się.- Boje się o ciebie...
- Czemu o mnie?- nie mogłam przestać się śmiać.- Przecież wszystko..w porz-rządku...
Wstał z miejsca i włożył butelkę pod kurtkę. 
-  Bo zaraz rozkurwie tą jebaną obietnice...dlatego się boję.-powiedział jakby do siebie i podniósł mnie do góry, chwytając mnie pod ramię.
-Ej,ej...cz-czekaj...-próbowałam się ogarnąć, ale na prawdę mi to nie wychodziło. Ubrałam buty, ledwo co widząc.- Jaką obietnice? 
- Żadną, ubieraj kurtkę, zimno jest. - powiedział ściągając swoją i zakładając mi ją na ramiona. - Idziemy ćpać, co ty na to? 
Zamarłam, nie wiedząc co powiedzieć. 
- C-co?
- Nie pierdol, będzie fajnie...będziemy jak Sid i Nancy...
- A co do tego, że się naćpamy ma Sid i Nancy? - spytałam, zamykając drzwi na klucz. 
- Nie wiem, tak sobie jakoś powiedziałem...- odparł i znowu zapalił papierosa. 
Nawet się nie obejrzałam i już byliśmy w jakimś tłocznym klubie, którego nawet nie znałam. Duff spotkał się z jakimś facetem i wziął od niego kokainę. Poszliśmy do kibla, zamknęliśmy się w jednej kabinie. Uformował kreski i pokazał mi ręką, że mam wciągnąć.
- Ej, ja naprawdę nie powinnam...- powiedziałam, klękając nad klapą. 
- Ja też nie i co z tego?- wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Mam jeszcze to...
Wyciągnął z kurtki dłoń i pokazał mi leżące na niej dwie, białe tabletki. 
Spojrzałam na niego nie pewnie.
- Wiesz, że pewnie stanie się coś, czego oboje nie chcemy?- spytałam. Znowu wzruszył ramionami i uklęknął obok mnie.
- Pieprzyć zasady, mała.- wciągnął biały proszek i zsunął się, opierając głowę o ścianę. Zrobiłam to samo i już po chwili nie wiedziałam co robię. 


Popchnął mnie na ścianę i ściągając moją kurtkę, znowu zaczął mnie całować. Nasze języki napastowały się tak mocno, jakby toczyły ze sobą walkę. Boże, co się dzieje?
Jęknęłam pod nosem, gdy podsadził mnie na blacie i zaczął rozpinać koszulę. Znowu dobrał się do moich ust i potem do szyi, dekoltu, piersi...podniecenie było wszędzie, nawet w powietrzu. Wiedziałam że ani ja, ani on tego nie przerwiemy. To uczucie, którego w żadnym stopniu nie mogłam powstrzymać. Pożądania, pragnienia jego ciała...wszystkiego związanego z jego osobą. 
- Cz-czekaj...- przerwał, rozpinając sobie spodnie i najpierw wyciągając z niej tabletki. Włożył ją do ust i...o nie...tylko nie w taki sposób...włożył język w moje usta, a ja przejęłam tabletkę swoim językiem, czując się tak nieziemsko podniecona jak nigdy. 
Połknęłam ją i nie czułam już nic innego, jak tylko i wyłącznie jego.Nie myślałam wtedy jeszcze, jak bardzo to zmieni moje życie.


No to kochani, czekam na wasze opinie. Radze wam zwrócić uwagę na sytuację oraz charakter Jamie i na to jak się zmieniła. Próbujcie ją zrozumieć, na wszelkie sposoby.

niedziela, 20 października 2013

8. Oh, I believe in yesterday + Info


Dooooobra.
Ostatni rozdział był tu w lipcu. Nie powiem, wielokrotnie przeszło mi przez głowę, by go po prostu usunąć. Stwierdziłam jednak, że miałam za bardzo zajebiste plany związane z dalszym losem bohaterów, więc postanowiłam jakoś się pomęczyć. 
A więc fabuła przesunęła się o 2 lata. Jest rok 1987, miesiąc przed wydaniem AFD. Slash, że tak powiem odkochał się w Brook i zakochał w naszej Jamie. Brook nadal jest z Sebastianem, ale kocha się w niej Axl. Teraz tak...Duff nadal jest z Mandy, a Steven nie ma nikogo. Jeff...hmm..już stał się Izzym, niby nic, ale jednak coś tam do Jamie czuje. Tyle że trochę się chłopak spóźnił, nie powiem, że nie.
Jamie zaczęła studia dziennikarskie na Los Angeles University i pogodziła się z rodzicami. Nadal mieszka z Stradlinem, ale pewnie już nie długo. Co do ogólnej historii Gunsów, chyba nie muszę mówić jak doszli do kontraktu..i tak dalej, bo wszystko jest takie, jakie było w rzeczywistości. CZYLI JEDNYM SŁOWEM MODA NA SUKCES TO GÓWNO, Z PORÓWNANIEM DO GOING TO CALIFORNIA :D

No...możecie nie ogarniać, jestem na to przygotowana. 
No i najważniejsza rzecz. Zmiana narracji.
Od początku narzuciłam sobie...no dość wysoki poziom tego opowiadania..i to mnie trochę wykończyło. Więc, mam nadzieje że zrozumiecie i nie zrazi was narracja pierwszo osobowa.
To chyba tyle, reszty dowiecie się czytając dalsze rozdziały :)
Wszystko zależy od Was. Jeśli chcecie dalszych rozdziałów, piszcie komentarze. 


20 listopada 1987


- Jamie, proszę cię wstań.- usłyszałam nad swoim uchem głos. Ktoś trzymał mnie za ramiona i próbował szarpać do góry. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa i choć bardzo chciałam, nie miałam siły wstać z tego lodowatego krawężnika. Na zmianę śmiałam się a po chwili znowu milkłam, próbując się wyrwać od tych silnych rąk. Poznawałam tą twarz bardzo dobrze. Burza loków opadających na oczy, duże pełne usta i roześmiane oczy, tak samo pijane jak moje.

- Słoneczko…- powiedział błagalnie i mocno szarpnął moich ciałem. Udało mu się. Podniósł mnie do góry, opierając o swój bok i obejmując mój tułów. Przeszliśmy parę kroków, po czym nogi same ugięły mi się i gdyby nie on znowu wylądowałabym na ziemi.

- Nie, no kurwa… ty jesteś nie do życia…- znowu tym razem grawitacja była tak mocna, że uderzyłam o chodnik. Zaśmiałam się, powoli tracąc panowanie nad mimiką twarzy. Gdy zamknęłam oczy i po chwili znowu je otworzyłam, koło Slasha stał ktoś jeszcze,

- No co jest, Sullivan?- to Brook. Klęczała przede mną, w dość bezpiecznej odległości, trzymając w dłoniach szklankę z drinkiem. Nawet się nie uśmiechnęłam, bo już po prostu nie umiałam. Alkoholu w moim organizmie było już po prostu za dużo. Gdy tym razem się ocknęłam, siedziałam już w innym miejscu, kilka metrów dalej. Z każdą sekundą było co raz gorzej. Było mi okropnie źle i nie dobrze. Chciałam w końcu iść do domu. Naprawdę marzyłam o moim domu.

- Zawołajcie Izzyego, niech ją odholuje do domu.- Ktoś się odezwał. Boże, dziękuję Ci kimkolwiek jesteś. Koło mnie leżał Duff, nawalony chyba nawet bardziej ode mnie. Opierał ciężką głowę o moje ramię, mówiąc coś pod nosem. Przymknęłam oczy i gdy je otworzyłam na de mną stał on. Przykucnął naprzeciwko i odstawił na ziemię swoją butelkę z piwem.

- Jamie słyszysz mnie?- spytał Jeff, patrząc na mnie i na McKagana nie pewnie.

- A może oblejcie ją jakąś wodą?- jakby z mgły wyłonił się głos Brook, a po chwili zaczął mi się zatrzaskiwać wzrok. Dosłownie. Z obu stron do oczu napływała mi ciemność. I się skończyło, usłyszałam tylko przeklnięcie bruneta i zupełna cisza.

Nie wiedziałam gdzie dokładnie się znajduję. Było to na pewno miejsce ciepłe. Coś grzało mnie w nogi, w brzuch i plecy… okrywało także moją szyję. Tak, to zdecydowanie kołdra. Nie otwieram oczu. To zbędne. Nie chciałam wiedzieć co to za miejsce i co tu tak naprawdę robię. To grzeje tak bardzo… a głowa jeszcze bardziej. To tak jakby mi ktoś walił młotem w głowę, próbując wyskrobać mózg łyżeczką. Jakie okropne uczucie… Ta kołdra się rusza. Albo to tylko pijacka wizja i nadal siedzę przed Roxy. Nie… wyraźnie wyczuwam ruch. Jakby oddychała. Podoba mi się to i wtulam głowę mocniej, jakbym chciała słyszeć jej rytm serca. Gra jak Steven, kiedy się naćpa. Powoli, nie równomiernie… spokojnie. Uderza pod uchem, prawie mnie dotykając. Dobra, raz grozi śmierć. Moje oczy wracają do orbit i powoli je otwieram. Co milimetr Gdy są już prawie otwarte, mój mózg nadal nie rejestruje gdzie jestem. Słyszę tylko tą kołdrę, która ma serce i którego dudnienie nagle się przyspiesza. Biorę pierwszy, głębszy oddech i już wiem, że przeżyłam tę noc. Podnoszę głowę zaczynam zdawać sobie relacje z tego, jak wygląda sytuacja. Najpierw powolutku i bez pośpiechu, zmuszam wzrok do zmiany miejsca i zatrzymuje go , na tym nieziemsko wygodnym materacu, który grzeje mnie od spodu. Jakież jest moje zdziwienie, gdy okazuję się , że kołdrą jest wełniany koc, a owym materacem Slash. We własnej osobie.
Tak, to na pewno on. Włosy, oczy usta… wszystko na swoim miejscu. Chciałabym się spytać o co tak właściwie chodzi, ale nie mogę bo przerywa mi wyciągając rękę w stronę mojej twarzy. Dotyka policzka i delikatnie, kciukiem pogładził mnie po spierzchniętych ustach. Uśmiecha się, a jego oczy wyglądają jakby płonęły. Otwiera usta, ale po chwili znowu je zamyka. Jest mi dobrze… to muszę powiedzieć. Chcę jeszcze. Znowu moja głowa opada na jego klatkę piersiową, ale teraz jest mi inaczej bo już wiem, że to nie materac. Tylko jego ciało. Obejmuje mnie mocniej ramionami i naciąga bardziej koc, prawie na moje ucho. Westchnęłam głośno

- Obudzę cię, jak przyjdzie Stradlin… nie bój się. – szepnął.

- Przytul mnie…- szepczę ja, razem z moim sercem, uciszając krzyczące sumienie. Po chwili obejmuję mnie jeszcze mocniej i sadza nieco wyżej, tak że czuję jego usta na głowie. Jego oddech spływa po mojej twarzy, delikatnie ją ocieplając.

- Mała, zostań dzisiaj tutaj… znowu mi znikniesz…- powiedział do mnie, chwilę po tym jak możył mnie sen. Drgnęłam i powtórzyłam w głowie jego słowa.

- Przecież i tak dzisiaj jedziecie na spotkanie z Geffen.- odparłam, zaczynając sobie przypominać wydarzenia z wczoraj.

- No ale dopiero w południe…- jęknął.- Nie chce, żebyś gdzieś szła…mamy całe mieszkanie dla siebie…proszę zostań…jak Stradlin przyjdzie to mu powiem, że wyszłaś na wykłady.

Podniosłam obolałą głowę i wpatrzyłam się w jego czekoladowe tęczówki. Moje sumienie wrzeszczy…mój rozum wrzeszczy.

- Nie… domyśli się, że kłamiesz…- odpowiedziałam, podnosząc się. Jezu, moje kości. Ściągnęłam z siebie koc i zeszłam z mulata, siadając na brzegu łóżka.

- Tyle razy wciskaliśmy mu kity… proszę Jamie… zostań dzisiaj ze mną…-ruszył się z miejsca i objął ręką bój tułów, przyciągając mnie do siebie. Wylądowałam na jego brzuchu, patrząc błagalnie w sufit.

- Slash…-szepnęłam rozbawiona, kiedy stanął na de mną i usiadł na mnie okrakiem, ściskając moje ręce w okolicach jego krocza. Wiedziałam, że nie było w tym podtekstu, ale i tak poczułam w dole brzucha przyjemne uczucie.

- Nie wypuszczę cię…- powiedział przez zaciśnięte zęby i zachylił się, szarpiąc moje wargi, swoimi. Najpierw delikatnie, potem wsunął język i zaczął podniecająco krążyć nim w moich ustach. Jęknęłam i chciałam coś zrobić, ale cały czas trzymał moje dłonie. Wiem, że robił to specjalnie. Rozpalał mnie tymi pocałunkami, tak jak zawsze z resztą.

- Tak rzadko …mam …cię …tylko dla siebie… -mówił, obcałowując moją szyję. Wreszcie puścił moje ręce, więc wplotłam je w jego gęste włosy.

- Proszę cię… - powiedziałam, śmiejąc się… wcale nie prawdziwie. Ja też go pragnęłam. Też go chciałam.

- Zamieszkaj w końcu ze mną a nie z nim…- zatrzymał się nagle i wbił we mnie swoje spojrzenie.

Zatrzymałam się, oddychając szybko i ciężko.

- Slash, rozmawialiśmy o tym.- powiedziałam. Przez chwilę na mnie patrzył i gdy otworzył usta nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zamarliśmy oboje, spodziewając się najgorszego. Spojrzałam na niego pytająco, ale on tylko zmarszczył brwi i zaczął nadsłuchiwać.

- To on. – szepnęłam. Nadal na mnie siedział, więc nie mogłam w żadną stronę się ruszyć.

- Miał przyjść o…- zerknął na zegarek na szafce nocnej i otworzył gwałtownie oczy.- Kurwa, to on…

Natychmiast popchnęłam go zerwałam się z łóżka, rozglądając się po pokoju.

- Gdzie są moje spodnie?- jęknęłam, biegając w kółko. Spięłam włosy w kitkę i nachyliłam się, podnosząc z ziemi stanik. Mulat ubrał swoje skórzane rurki i podszedł do szafy, wyciągając z niej dwie koszulki. Rzucił jedną w moją stronę i sam założył drugą. Złapałam ją w biegu i pobiegłam do kuchni, znajdując swoje spodnie na podłodze. Ubrałam je najszybciej jak mogłam. Slash nakrył łóżko kołdrą i gdy się minęliśmy w przejściu zatrzymał mnie szybko i przycisnął do ramy drzwi. Pocałował mocno, na wdechu i gdy się oderwał drugi raz zabrzmiał dzwonek i po chwili ciche pukanie. Spojrzałam w lustro na swoją zmasakrowaną twarz i stanęłam za Slashem, gdy ten otwierał powoli drzwi.

- Ja pierdole, ile można czekać… -zobaczyłam przed nami Izzyiego a koło niego, zniecierpliwioną Brook. Co ona tu kurwa robi?! Gdy nas zobaczyli, w ich oczach zobaczyłam i zdziwienie i przerażenia za razem. Brunet najpierw zmierzył wzrokiem Hudsona, a następnie mnie nie omijając przy tym koszulki którą miałam na sobie.

- Ty żyjesz…-odezwała się do mnie kąśliwie i minęła mnie w drzwiach, wchodząc od tak do mieszkania Slasha. Ten obejrzał się za nią i uniósł brwi. – Muszę z tobą pogadać.

Izzy patrzył na mnie dziwnie, co chwile przenosząc wzrok na mulata.

- Dobra, to ja idę. – powiedziałam nieśmiało i spojrzałam w jego stronę. Przez chwilę dosłownie walczyliśmy na spojrzenia, ale szybko wyszłam za próg, nawet się nie odwracając.

- Jamie…-Slash zawołał za mną. Odwróciłam się, stojąc na schodach. Brook i Izzy patrzyli to na mnie to na niego. Co ten idiota powie? Błagam tylko niech nie powie czegoś głupiego.

- Dzięki, że ją przenocowałeś na tą noc…to się już więcej nie powtórzy…-nagle odezwał się Izzy. Zapadła cisza. To się już więcej nie powtórzy…zdziwisz się kurwa.

-Nie ma sprawy… - mruknął mulat i spojrzał na mnie. Mrugnął jedym okiem i delikatnie ułożył usta w dzióbek…ale taki, że tylko ja mogłam się zorientować, że w ogóle go pokazuje. Uśmiechnęłam się za plecami Stradlina i skorzystałam z okazji, że akurat i on i Brook patrzą na Saula więc posłałam mu krótkiego całusa i odwróciwszy się ,zbiegłam ze schodów.

- Dalej Izz, spieszę się do szkoły.- powiedziałam jeszcze i nawet na niego nie czekając, wyszłam z klatki. 


Tymczasem Slash


- Dlaczego wczoraj mnie unikałeś?- usłyszałem pytanie Brook, gdy tylko zamknąłem za Stradlinem drzwi. Spojrzałem na nią przelotnie i ruszyłem w stronę kuchni. Poszła za mną, trzymając ręce na piersiach. Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Nie mamy nawet o czym.

- Ja cię unikałem?- nachyliłem się i wyciągnąłem z lodówki zimne piwo.

- Tak i teraz też to robisz…- odparła ciszej i usiadła na jednym ze stołków.

Odkręciłem butelkę i wziąłem parę łyków, opierając się o blat przy którym siedziała. Przyjrzała mi się bardzo dokładnie, po czym zmarszczyła brwi i rozejrzała się po pomieszczeniu.

- Chciałam wczoraj z tobą pogadać… - powiedziała i znowu na mnie spojrzała. Wpatrywałem się w nią intensywnie, próbując dostrzec to, co kiedyś. Nic. Kompletna pustka.

- Możemy gadać teraz… mam czas.- odparłem spokojnie.

- Tu chodzi o Sebastiana, więc…-zaczęła mówić, ale jej przerwałem.

- Nie znam się na tym, przecież wiesz.

Na chwilę zawiesiła się i spuściła głowę.

- Wczoraj… -wyraźnie brakowało jej słów.- Wczoraj…jak odprowadziliśmy ciebie i Jamie…to… wszyscy się rozeszli… i zostałam sama z Axlem.

Domyśliłem się co takiego robili, prawie od razu. Próbowałem jakoś ukryć rozbawienie, ale słabo mi to wychodziło.

- Czemu się śmiejesz?- nagle spytała.

- Nie ważne…i co ma do tego Sebastian ? – zmarszczyłem brwi.

- No j-jak co, Slash?- spytała podnosząc ton.- Przespałam się z tym jebanym, rudym chujem.

Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Podobałaś mu się…z resztą nie tylko jemu…- nadal nie mogłem ze śmiechu.

Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, a kąciki jej ust zaczęły drgać.

- Co ja mam teraz zrobić?- spytała.- Mam udawać, że nic się nie stało?

Wbiłem spojrzenie w jej wisiorek. Małe, złote serduszko. Ładny.

- On by udawał…- odpowiedziałem i zamrugałem parokrotnie, patrząc znowu w jej oczy.

Przełknęła ślinę i chwyciła moją butelkę, biorąc z niej kilka łyków.

- A co u ciebie?- spytała. – Trochę się zmieniło…między nami przez te dwa lata, co ?

Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się słabo.

- No…trochę…

- Masz kogoś, Saul?- spytała jakby nieśmiało. Zatrzymałem się na chwilę, najpierw w myślach odpowiadając na jej pytanie. Nie wiem, Brook. Ja naprawdę nie wiem czy mam JĄ. Czy Jamie jest moja.

- Nie wiem, czy mogę to tak nazwać…- odparłem cicho. Jej oczy zaświeciły się i uśmiechnęła się szeroko.

- Ko to? Znam ją?- zaczęła zadawać pytania.

Kurwa, zamknij się Slash.

- Nie…n-nie no, znasz…ale…- spojrzała na mnie zdezorientowana.

- Wczoraj, to…był taki moment…że wyglądałeś z Jamie jak para, wiesz?- nagle powiedziała. Zamarłem, czując wręcz rozkosz w odbijających się tych słowach w moich uszach.

- Z J-Jamie?- spytałem. Kiwneła głową i nadal się uśmiechała.

- Pasowalibyście do siebie, nawet…no ale…jak masz jakąs inną…opowiedz mi o niej…- powiedziała błagalnie.

Spuściłem wzrok i poczułem, że mi gorąco.

- Nie ma innej.- odezwałem się na tyle cicho, że przez chwile zastanowiłem się, czy w ogóle mnie słyszała. Przez chwilę nic nie mówiła, ale całe szczęście przerwał nam telefon. Zerwałem się prawie natychmiast i odebrałem.

- Slash, dzisiaj kończę zajęcia o dwudziestej…przyjdę do Geffen i potem..pójdziemy gdzieś…- usłyszałem jej przejęty głos.

- Nie…nie…nie przychodź…ja przyjdę pod…pod uczelnie.- odpowiedziałem.

- Przyjdziesz?- spytała, przez uśmiech. – No to dobrze…muszę ci opowiedzieć co Jeff mi potem powiedział…wiesz w ogóle, że Brook…

- Tak, wiem…- zaśmiałem się.- Skup się na wykładach i…i…wiesz co.

- Miłęgo dnia.- powiedziała słodko i rozłączyła się. Długo na mojej twarzy był uśmiech. Nawet gdy wróciłem do blatu, nie mogłem oderwać od niej myśli.

- Kurwa…-z zamyślenia wyrwał mnie głos Brook.- Zakochałeś się…w jakiejś studentce…

Pisnęła i zerwała się z stołka, podbiegając do mnie. Uwiesiła się na mnie i zaczęła coś krzyczeć i piszczeć…a ja tylko się śmiałem.

- Jak się nazywa? Powiedź…- mówiła błagalnie.

- Nazywa się nic-nie-powiem, Brook…- odsunąłem się.- Przepraszam, ale za pół godziny muszę być w Geffen… wiesz…pierwsza trasa po wydaniu płyty…

Spojrzała na mnie obrażona i wygięła usta w podkówkę.

- Ty chuju, a ja ci zawsze o wszystkim mówiłam.

Ta sama ,bezczelna Brook jak zawsze.

- Nic nie jadłem, jestem strasznie głodny… - zmieniłem temat i poszedłem do korytarza zakładając na nogi kowbojki i skórzaną kurtkę.

- Wychodzimy dziś wieczorem do China club, zabierzesz ją ze sobą?- spytała, idąc w moją stronę.

- Nie wiem, to zależy…od tego czy nam się będzie chciało.- powiedziałem, już otwierając drzwi. Wyszliśmy oboje a ja zamknąłem je za klucz, chowając go pod wycieraczką.

- Ale ile się już znacie?- spytała błagalnie. Wyszliśmy na zewnątrz i już nie takie ciepłe, listopadowe powietrze musnęło nasze policzki. Na ulicy było tłoczno, ale znalazłem jakąś taksówkę.

- To ostatni raz kiedy jadę tam tym jebanym, żółtym samochodem…dzisiaj dostajemy przelew…kupię sobie w końcu samochód. – pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do auta, zostawiając ją samą na chodniku. 

środa, 17 lipca 2013

7. Love was such an easy game to play.

To najbardziej beznadziejny rozdział jaki w zyciu napisałam. Oj, posypią się hejty. W każdym razie ostatni rozdział był tu 30 maja...jak ten czas leci.
Brak weny i chęci, ale teraz już wszystko wróciło więc pewnie będę was bombardować rozdziałami. Przepraszam za błędy i proszę o szczere komentarze.




Jamie zmrużyła oczy, by przyjrzeć się z bliska budynkowi do którego zaraz miała wejść, razem ze swoim przyjacielem.Ścisnęła dłoń na jego przedramieniu i wzięła głęboki oddech.Dom był kompletną ruiną.Jego ściany przypominały o wydarzeniach zza czasów wojny secesyjnej, okna z powybijanymi szybami i zupełnie zapuszczony, mały ogród wydawał się dopiero początkiem tego, co zaraz miała zobaczyć.Słońce już dawno zaszło za horyzontem wysokich wzgórz, Los Angeles powodując że liczne latarnie już zaczynały świecić swoim zduszonym blaskiem. Głośna muzyka dudniąca ze środka, oznaczała to, że tam już dawno trwa tak długo oczekiwana przez Jeffa impreza.To dziś ma poznać, tych z którymi może założy zespół. Z tymi, z którymi być może stworzy coś niesamowitego.


- No to co, wchodzimy?- odezwał się, nie patrząc w jej stronę.

Włożyła nerwowo kosmyk włosów za ucho i pokiwała głową. Ruszyli powoli w stronę wejścia, które było otwarte na oścież.Bez żadnych ceregieli Isbell pociągnął ją do środka.

-No kurwa, nareszcie!-ktoś rzucił się w ich stronę.Oboje spojrzeli na mężczyznę, który upadł przed nimi, potykając się o własne nogi.Nie było wątpliwości, że to Steven.Oboje nie znali go dobrze, ale już zdążyli się domyśleć jakim typem człowieka, jest szalony blondyn.- Ile my mamy na was cz-czekać...powoli wszystko s-się kończy...

Wstał, otrzepując sobie kolana.Zmierzył wzrokiem zmieszaną Jamie i przytulił ją mocno, po czym podał rękę Jeffowi.

- Nie będę was oprowadzać, bo nie ma po czym...ale chodźcie do kuchni...przedstawię was w końcu reszcie...- nie czekając na nich, ruszył przed siebie.

Oboje wymienili spojrzenia, ale poszli na blondynem mijając przy tym z dwadzieścia stojących, pijanych ludzi.Steven otworzył drzwi i ich oczom ukazało się małe, brudne pomieszczenia na którego środku stały dwie szafki i lodówka.Pod oknem, znajdował się stół przy którym siedziało kilka osób.

- Panie i panowie, o to długo oczekiwani państwo Isbelowie...- krzyknął i wszyscy spojrzeli w ich stronę. Jamie poczuła na swoich policzkach ogniste rumieńce i spojrzała na nich, z delikatnym uśmiechem. Siedziały z nimi dwie dziewczyny, jedna z nich siedziała na kolanach wysokiego blondyna, obejmując jego szyją rękami, a druga, brunetka siedziała obok dziwnego mulata, pijąc coś ze szklanki. Obok nich siedział rudzielec, którego znała.


- Witamy...-odezwał się rudy i wstał z miejsca. Podał rękę Jeffowi i objął delikatnie Jamie. Odwrócił się w stronę reszty i pokazał na nich.


- Wstalibyście, kurwa...-warknął i rzucił im dziwne spojrzenie.Wtedy z miejsca wstał blondyn, biorąc za rękę dziewczynę która siedziała na jego kolanach.


- Duff...-zamruczał i spojrzał na Jamie, znad okularów, podając jej rękę.Po jej ciele przeszedł dreszcz.- A to moja dziewczyna, Mandy...

Blondynka uśmiechnęła się do niej ciepło i objęła ją ramionami.

- Jamie...-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.


- To ty jesteś ten zajebisty rytmiczny?- odezwał się głośniej i przytulił Jeffa, klepiąc go po plecach.

Parsknął śmiechem i odwzajemnił uścisk.

- No niby tak...- podał rękę dziewczynie, ale ta podniosła się na palcach i pocałowała go w policzek, przytrzymując usta długo na jego skórze.Jamie przyjrzała się temu i szybko odwróciła wzrok. Podszedł do niej mulat, odgarniając z twarzy, ogromne, brązowe loki.


- Jestem Slash...-powiedział dość cicho i podał jej rękę.Uśmiechnęła sie i zauważyła, że spojrzał jej głęboko w oczy, po czym zamrugał parokrotnie i podszedł do Jeffa.


- Mam konkurencję...-usłyszała głos przy swoim uchu. Podskoczyła i odwróciła sie gwałtownie. Stała za nią ta dziewczyna, która nie dawno siedziała obok mulata.

Odwróciła sie i zobaczyła chyba najładniejszą dziewczynę jaką widziała w życiu. Ciemna karnacja, duże usta, brązowe oczy i długie, falowane włosy. Brunetka uśmiechnęła się do niej mrużąc oczy i przytuliła ją mocno.

- Jestem Brook.- powiedziała.- A ty?


- J-jamie...-odparła cicho i spojrzała w dół na jej długie nogi.

Zobaczyła to i uśmiechnęła się pod nosem, oddalając się w stronę Jeffa. Jego też przytuliła. Gdy ją zobaczył, aż przełknął ślinę. Jamie poczuła się dziwnie. Poczuła dziwną odrazę do samej siebie. Ta dziewczyna wyglądała nieziemsko. Była piękna i zgrabna. A ona? Co ona miała powiedzieć?

- No to siadajcie i pijcie z nami...- powiedział Duff i pokazał im wolne miejsca przy stoliku.Jeff usiadł zupełnie po drugiej stronie stołu, obok Brook oczywiście i Axla który cały czas patrzył w jej stronę. 

Obok Jamie usiadł Slash, zerkając w jej stronę co chwilę.Wszyscy zajęli się rozmową, tylko oni cały czas milczeli.

- Cześć, Jamie...-usłyszała w końcu jego głos. Odwróciła się w stronę mulata i uśmiechnęła delikatnie.


- Cześć...-szukała w głowie jego ksywki,ale nie mogła sobie przypomnieć.


- Slash...-odparł, śmiejąc się pod nosem.- Tak naprawdę Saul, ale nikt już tak nie mówi...nawet ja nie pamiętam że się tak nazywam...

Pokiwała głową i nie przestała się uśmiechać. Zerknął na nią i odgarnął sobie włosy z twarzy.

- Skąd jesteś?- spytał.


- Z Indiany...razem z nim...- wskazała głową na zajętego rozmową z Duffem, Jeffa.

Podążył wzrokiem i znowu popatrzył na nią.

- Ile już jesteście razem?- spytał i wziął łyka jakiegoś trunku z małej szklanki. 

Otworzyła szerzej oczy i zaśmiała się sama do siebie.

- Nie jesteśmy razem...- odparła. Gdy to usłyszał zakrztusił się alkoholem i zakaszlał pare razy.


- Co?- spytał zdziwiony.- Przecież...ee...

Pokręciła przecząco głową i podparła podbródek o wierzch dłoni.

- Znamy się od dziecka, teraz razem mieszkamy, śpimy w jednym łóżku...ale nie jesteśmy razem.- wytłumaczyła i zobaczyła, że patrzy na nią dziwnie.


- Kurwa, to chore.- powiedział cicho, ale szybko spojrzał w stronę Brook i spoważniał.- Z resztą, co ja tam mogę wiedzieć...

I zamilkł, patrząc w stół. Brunetka popatrzyła na resztę, wciąż myśląc o reakcji nowego poznanego chłopaka. Przecież ma racje. To chore. Oboje teraz przestali rozmawiać, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. 
Po długim czasie Jeff spojrzał na Jamie, ale już po chwili wszyscy popatrzyli na drzwi, bo zjawił się w nich mężczyzna. Wysoki, chudy, którego włosy były jeszcze dłuższe niż jej. Wszyscy zamilkli i czekali jakąś reakcję. Pierwsza zareagowała Brook, która gwałtownie wstała i podbiegła w jego kierunku, rzucając mu się na szyję. I wtedy Jamie zobaczyła, jak Slash spuszcza głowę i mocno zaciska szczękę. 

- Brooky...maleńka...- powiedział jej do ucha i wpił się w jej usta, wtapiając w nie język. 


- Baz, weź ją i wypierdalaj...nie mam zamiaru patrzeć jak się liżecie...- podniósł głos Duff i zasłonił oczy Mandy.


- Daj im spokój...- jęknęła i popatrzyła w ich stronę.- Sebastian, jakbyś spotkał Scottiego to powiedz że dziś babcia ma urodziny i ma isc do niej, złożyć życzenia...

Nawet nie słuchał. Jamie chciała sie spytać o co w tej całej sytuacji chodzi, Slashowi ale ten patrzył na swoje dłonie, nerwowo skubiąc wargę.Domyśliła się, że coś jest nie tak ale nie chciała drążyć tematu. Kiedy całująca się para zniknęła za drzwiami, zaczęła przysłuchiwać sie rozmowom innych. Gdy minęło już kilka godzin, nagle poczuła się senna.Alkohol zaczął krążyć w jej organiźmie, powodując że co raz bardziej była zła na Jeffa, za to że ją ignoruje. Za to, że nie zamienił z nią ani słowa, tego wieczoru.

- Jamie...wiem, że to głupie...ale...nie chciałabyś się ze mną przejść?- usłyszała nad swoim uchem szept.

Odwróciła się w stronę Slasha i uśmiechnęła do niego delikatnie.

- Nie mam nic przeciwko...ale ja jeszcze nie znam Los Angeles...- odparła i wzruszyła ramionami.


- To nie szkodzi, ja mogę ci wszystko pokazać...- szepnął, chyba tak by nikt nie słyszał.

Dziewczyne przeszedł dreszcz. Dziwny, ciepły dreszcz. Gdyby była rzeźwa, na pewno by się nie zgodziła, ale teraz po prostu musiała. Chciała go poznać, wydawał jej się nieziemsko ciekawy. 

- N-no...to jestem twoja.- uśmiechnęła się wstając. 


- Moja?- zaśmiał się i pociągnął ją za rękę. Nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi. Wyszli z kuchni, zamykając za sobą drzwi.W salonie było już pusta, bo wszyscy musieli już wyjść. Dało się słyszeć tylko pojękiwania Brook, z  sypialni. 


- Wiesz, w sumie...jeśli chcesz...to możemy zostać tutaj...a troche miasta pokaże ci jutro, co?- spytał nieśmiało. 

Pokiwałam głową i usiadłam obok niego na kanapie. 



czwartek, 30 maja 2013

6. And I'm waitin' for you at the crossroads.




-Cześć, piękna.- usłyszała nad swoim uchem szept. Mimowolnie uśmiechnęła się i powoli odwróciła głowę, ignorując jej ból. Zobaczyła twarz blondyna, którego długie włosy, opadały na twarz. W oczach miał coś pociągającego. Dziwny rodzaj szaleństwa i pożądania.

- Cześć.- odparła i włożyła za ucho kosmyk włosów. Przyglądał się jej z zaciekawieniem, oceniając jak bardzo jest trzeźwa.

- Jestem Sebastian.- podał jej rękę. Spuściła wzrok i wbiła go w jego dłoń, przegryzając kusząco wargę. Zdziwiło ją to jak reaguje na jego osobę. Patrzyła się na niego, od samego początku.

- Dziwne imię.-odparła i uścisnęła ją.- Jestem Brook.

Uśmiechnął się, powodując jej wewnętrzny jęk. Odwróciła całe ciało w jego stronę i założyła nogę na nogę.

- Jesteś siostrą Duffa?- spytał i zapalił papierosa, podkładając jej paczkę pod nos. Wzięła jednego i włożyła do ust. Gdy wypuścił dym, podłożył zapalniczkę pod jej usta i zapalił go. Zmrużył swoje zielone oczy i czekał na jej reakcję.

- Czy to ma jakieś znaczenie?- spytała i dmuchnęła dymem wprost w jego twarz. – Tak, jestem jego siostrą.

Uniósł brwi i uśmiechnął się przechylając głowę w bok.

- Dlaczego nie widziałem cię tu wcześniej?- zadał pytanie.- Pamiętam twojego brata i Slasha… ale ciebie nie.

Otrzepała papierosa z zalegającego popiołu i przełknęła ślinę.

- Mieszkałam tu tylko dwa miesiące, a potem wyjechałam do Chicago.- odparła.

Pokiwał głową na znak, że rozumie i włożył palce w włosy, przerzucając je na jedną stronę. Na chwilę wstrzymała oddech i zmierzyła wzrokiem jego klatkę piersiową.

- Ile masz lat, Sebastian?- spytała ciszej.

- 20.- odparł i mrugnął do niej.

- Ja 17 i nie powinnam z tobą rozmawiać.- odparła z dziecinną przekorą. Parsknął śmiechem i odchylił się do tyłu.

- Jesteś niegrzeczna.- syknął i niby przypadkiem, przesunął nogę bliżej niej. Nie obchodziło go to, że jej brat zaraz może tu przyjść. Musiał się do niej zbliżyć. Po prostu musiał.

- Cóż poradzić.- cmoknęła ustami i wzięła łyka alkoholu z małej szklanki.

Rozejrzała się po sali i poszukała wzrokiem Slasha by zbadać swoją sytuację. Spodobał jej się. Gdy tylko go zobaczyła, od razu zwróciła na niego uwagę. Był przystojny. Naprawdę nieziemsko przystojny.

- Pójdziemy się gdzieś przejść?- spytała, gdy zobaczyła idącego w ich stronę Stevena i Saula. Szybko podniosła się z miejsca i pociągnęła zaskoczonego chłopaka. Chwycił butelkę Danielsa z stolika i poszedł za nią.

- Brooky, gdzie…- zaczął Slash, ale go zignorowała kiwając ręką. Sebastian poczuł dziwny rodzaj satysfakcji. Domyślił się, że dziewczyna podoba się mulatowi.

Wyszli z klubu i przystanęli dopiero przecznicę od klubu. Szli blisko siebie, co chwile ocierając swoje dłonie o siebie.

- Dlaczego uciekłaś?- spytał po długim milczeniu.

- Nie chcę znowu być przez nich otoczona.- odparła i chwyciła jego butelkę, wypijając kilka łyków.- Jestem tu od paru dni, a już mam dość.

Przyjrzał się jej z boku i uśmiechnął się pod nosem.

- I ja mam być tym złym, który cię od nich odciągnie?- spytał.

Parsknęła śmiechem i opadła na ławkę w parku Green Park. Przybliżył się do niej i nawinął sobie kosmyk jej włosów na palec.

- Tak, bardzo cię o to proszę.- szepnęła.- Bądź tym złym. Tego właśnie potrzebuję.

Nie wytrzymał i musnął jej usta, powodując że przeszedł ich dreszcz. Spodobała mu się. Była naprawdę śliczna i miała dużo, tam gdzie powinna. Sebastian nie był typem inteligenta. Był raczej kobiecym materialistą. Brook o tym wiedziała.

Usiadła okrakiem na jego udach i chwyciła jego twarz w dłonie. Całowali się czule, co raz bardziej się na siebie nakręcając. Już po chwili leżeli na trawie, namiętnie się kochając. Nie obchodziło ich to, że ktoś może tu iść Ani to, że robią to w miejscu publicznym. Oboje potrzebowali czegoś innego.

- Wracasz do nich, czy idziesz do mnie?- spytał, zapinając swoje spodnie. Siedziała na ziemi, opierając plecy o ławkę. Paliła papierosa, czując fatalne zażenowanie. Alkohol wyparował z jej słabego organizmu, co powodowało zdanie sobie sprawy z zaistniałej sytuacji.

- Wolałabym iść z tobą.- powiedziała.- Ale, lepiej będzie jak wrócę do domu.

Pokiwał głową i podał jej rękę. Chwyciła ją i poszli z powrotem w stronę klubu. Milczeli. Chłopak widział, że jest jej wstyd.

- To nie był twój pierwszy raz.- raczej stwierdził niż zapytał, gdy przystanęli obok wejścia. Spuściła wzrok i wyrzuciła papierosa na ziemię.

- Brawo, Sebastian.- uśmiechnęła się i postawiła jeden krok. Przyłożyła policzek do jego policzka i przytknęła do niego usta. Złożyła krótki pocałunek i odsunęła się, patrząc na niego pytająco.

- Podobał mi się ten seks, Brook.- odezwał się.- Chcę go powtórzyć.

Spodobała jej się jego szczerość. Zawsze to ceniła.

- Nic nie stoi na przeszkodzie.- odparła i wtedy otworzyły się drzwi.

- No…- powiedział a dziewczyna przysunęła się bliżej niego.- Prawie nic.

Z Whisky wyszła cała znajoma trójka. Ostatni wyszedł Slash, pociągając nerwowo nosem, od właśnie wciągniętej dawki kokainy.

- Baz, twoi kumple cię szukają.- czujnie spojrzał na nich Duff i podszedł do Brook, odciągając ją od niego.

Ku jego zdziwieniu ta, wyrwała się delikatnie i przesunęła z powrotem w jego stronę.

- Ok, to ja już lecę.- popatrzył nerwowo w jego stronę i spojrzał w oczy dziewczyny.- Do zobaczenia.

Podeszła do niego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. Slash zamarł, a jego papieros wypadł mu z ust. Modlił się by nikt tego nie zobaczył. Duff otworzył usta, ale nic nie powiedział.

- Jutro.- powiedziała jeszcze.- O tej samej porze, Sebastian.

Jej brat pociągnął ją za rękę i cała czwórka oddaliła się.

Szli w milczeniu, każdy szurając nogami. Brunetka uśmiechała się pod nosem. Pierwszy raz…czuła się wolna. Tak, to było właśnie to uczucie. Zrobiła to, wbrew jakimkolwiek zasadom. Pieprzyła się w parku, na trawie z prawie nieznajomym mężczyzną.

- Brook… -usłyszała za sobą głos swojego brata. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że idzie kilka metrów przed pozostałą trójką.- Co to kurwa było?

Odwróciła się i popatrzyła na nich.

- No jak co?- uśmiechnęła się.- Wolność, braciszku!

Podbiegła do Adlera i wskoczyła mu na barana. Ten zaczął się śmiać i podsadził ją wyżej.

- Gdzie ty z nim poszłaś?- spytał.

- Do parku.- odparła i pogłaskała po włosach Stevena.

Slash szedł obok nich nieobecny, tak jakby w ogóle nie słuchał.

Blondyn już nie drążył tematu tylko włożył ręce do kieszeni.

- Dobra, mała.- westchnął Steven.- Idę do chaty.

Odstawił ją za ziemię i zobaczył, że prawie zasypia.

- Duff, trzymaj ją.- powiedział ciszej.- To do jutra, pamiętajcie o dwudziestej u mnie.

Odszedł w swoją stronę i zostawił ich samych. McKagan chwycił ją pod rękę i pozwolił by oparła głowę o jego ramię.

- Slash, ja idę do Mandy weźmiesz ją jeszcze na jedną noc?- spytał.- Jutro poszukam jakiegoś mieszkania do wynajęcia.

Mulat pokiwał głową i dalej szedł w milczeniu. Gdy w końcu doszli do jego domu, blondyn postawił przed sobą swoją siostrę i zmusił ją do spojrzenia w swoje oczy.

- Brook, uważaj na niego.- powiedział błagalnie.- On jest trochę inny.

Długo mierzyli się spojrzeniem, ale w końcu ona odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku wejścia. Duff odprowadził ją spojrzeniem, pożegnał się z Slashem i poszedł do domu swojej dziewczyny.
Tymczasem ona, weszła na górę i zamknęła na klucz drzwi od pokoju w którym spała. Rozebrała się do bielizny i rzuciła się na łóżko. Czuła się świetnie. Pierwszy raz od dawna. Przeżyła coś szalonego, coś niezwykłego. Ten chłopak otworzył w niej zupełnie inną osobowość. Brook McKagan, oficjalnie dorosła. Czy mądrze? Na pewno nie.




Oto nowy rozdział, dość krótki ale mam to w dupie.
Przepraszam za błędy i miłego czytania, kociaki. 







piątek, 10 maja 2013

5. Take me to your sunny side of love.

No to zapraszam na piąty rozdział. Błagam o komentarze, naprawdę. Potrzebuję wsparcia.
Ta część jest dość nudna,ale właśnie tak ma być. Tych anonimowych, też proszę o zdanie.
Naprawdę, to nie trudne.



Szli ulicami dusznego Los Angeles, bardzo blisko siebie. Wieczorne powietrze było wprost gorące. Słońce zachodziło za horyzontem wysokich wzgórz, powodując że na ulicach było już prawie ciemno. 
Oboje byli brudni, spoceni i zmęczeni, ale jednak szczęśliwi.Naprawdę tu byli. Spełniło się ich marzenie, chodzili po tych zatłoczonych ulicach, oddychali tym miastem. Jeff niósł swoją torbę na plecach, w ręce trzymając walizkę Jamie, która ciągnęła się za nim na kółkach. Ona szła obok niego skupiona, obracając w ręku mapę. Pomimo tego, że błądzili po tej ogromnej metropolii czuła się bezpiecznie.Przecież nic z nim jej się nie stanie, pomoże jej.
- Jamie, szukaj szybciej tej pierdolonej ulicy...-jęknął chłopak, przystając na chwilę. Wyprostował plecy i rozejrzał się chwilę po ulicy i zatrzymał wzrok na idących po drugiej stronie dziewczynach. Także rzuciły mu krótkie spojrzenie i poszły dalej. Uśmiechnął się pod nosem i zupełnie przypadkiem spojrzał na Jamie. Patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. 
- No co?- spytał, ale nie odpowiedziała tylko spuściła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz.Zdziwiło go jej zachowanie, ale nie drążył tematu. Odwrócił się ostatni raz za nimi i poszli dalej mijając co raz bardziej dziwne ulice, miasta aniołów.Szli długo, gdy w końcu zapadł zmrok. Jamie zaczęła się bać. Obok nich przechodzili dziwni ludzie, ćpuny, dziwki...nigdy nie widziała takiego skupiska tak różnych osób, o zupełnie innych obyczajach, kulturach. Lafayette było inne, to mogła stwierdzić. Nagle minął jej jakiś szyld. Popatrzyła w jego stronę i zmrużyła oczy.
- Jeff, patrz...-zatrzymała chłopaka.- Skręt na Melrose Ave...
Zatrzymał się i w oddali zobaczył biały, budynek.
- Kurwa...-jęknął.- Jamie, to tutaj...
Wskazał jej palcem na dom i wybuchnął śmiechem.
- Kurwa!-wrzasnął.- To naprawdę kurwa tu...
Rzucił walizki i podbiegł do dziewczyny, przytulając ją mocno. Była lekka, więc podniósł ją do góry, obracając się.
- Jeff, uspokój się.- jęknęła, czując uśmiech na swojej twarzy.-Może najpierw się upewnijmy.
Postawił ją na ziemi i znowu chwycił walizki, potykając się o własne nogi. Biegł przez ulicę, nawet na nią nie czekając. Wszedł do ciemnej klatki i skierował się schodami, do mieszkania dozorcy. Zapukał i odsunął sie na bok, czując co raz większe podniecenie. Jamie także za nim poszła i stanęła za nim, chwytając go za skrawek bluzki. Drzwi powoli otworzyły się i głowę wysunęła krucha staruszka.
- T-tak?- spytała, rzucając im przerażone spojrzenie.
- Dzień dobry...-zaczął Jeff.- Miesiąc temu, dzwoniłem do pani męża w sprawie wynajęcia mieszkania...
no i ...-spojrzał na Jamie.- Jesteśmy.
Zmierzyła ich spojrzeniem i otworzyła szerzej drzwi.
- Nieaktualne...-mruknęła. Oboje zamarli. 
- Jak to kurwa nie aktualne?
- Nie przeklinaj, młody człowieku...-obruszyła się.- No przecież chyba mówię, za tyle ile chciałeś nie aktualne.
- A za ile aktualne?- spytała nagle Jamie.
Kobieta wyraźnie kalkulowała coś w myślach. Szczęka Jeffa niebezpiecznie drgała, więc ręka dziewczyny powędrowała do jego dłoni. Wplotła w nią palce i mocno ścisnęła. Pomimo powagi sytuacji, chłopak poczuł dziwne ukłucie w brzuchu. 
- Nie wiem...mąż mówi, że...-zaczęła mówić, ale jej przerwała.
- Dwieście dolców to za mało, tak?
Przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Dwieście pięćdziesiąt i będę pani codziennie robiła zakupy...-powiedziała, a Jeff popatrzył na nią z boku z trudem powstrzymując śmiech.
Wahała się, to było widać.
- No wiecie...-jęknęła.
- No proszę pani...-jęknęła błagalnie Jamie.- Jedziemy tu aż z Indiany...
Popatrzyła za nią zdziwiona i odwróciła się za siebie nerwowo.
- A w mieszkaniu też mi posprzątasz?-powiedziała z ironią i ściągnęła z wieszaka kluczę. Wyszła z domu, ciapiąc nogami.- Chodźcie za mną...
Gdy się odwróciła, oni popatrzyli na siebie z wyszczerzami na twarzach. O dziwo, wcale nie puścili swoich dłoni. 
Szli a kobietą po schodach, przepychając się bezgłośnie.
- Mój mąż chciał wam dać trzysta pięćdziesiąt, ale...ale...-bardzo się zdyszała, więc żeby ją udobruchać Jeff chwycił ją pod rękę. Doszli w końcu do mieszkania i przystanęli pod starymi drzwiami.
- Ale widzę, że dobre z was dzieci.. mam nadzieje , że nie uciekliście...-spojrzała na nich spod okularów połówek.- Nie mam zamiaru mieć na głowie policji...
Jamie przełknęła ślinę i poczuła, że chłopak mocniej ścisnął jej rękę. Staruszka zobaczyła to i uśmiechnęła się znacząco.
- Ah, rozumiem...-westchneła.- Miłość...
Oboje w jednej chwili spojrzeli się na siebie i odsunęli się, puszczając dłonie.
- Kochajcie się póki możecie, potem jest już za późno...- odkluczyła zamek i przepuściła ich w przejściu.
Ich oczom ukazał się mały salon, na którego środku stały dwie czarne kanapy. Ściany były szare, jakby brudne.
- Tu macie duży pokój...tam jest sypialnia...a tam łazienka...-wskazywała palcem.- Płacicie za czynsz co miesiąc, żadnych spóźnień!
- Oczywiście...-powiedział Jeff.- 
Mrugnął do Jamie, zapominając o wcześniejszej sytuacji. Uśmiechnęła się słabo i popatrzyła w stronę sypialni.Gdy kobieta pokazywała mu jak podniosić rolety, podszedł do dziewczyny i objął ją od tyłu, opierając podbródek o jej ramię.
- Będę spał na kanapie, jeśli nie chcesz...ze mną...-szepnął.
- Nie, chcę z tobą...-odpowiedziała szybko.- Tyle że...
- Tyle że co...- powiedział, ale przerwała mu staruszka.
- No, to tyle...jutro z rana przyjdźcie do mnie, to spiszemy umowę...- mówiła, idąc do drzwi.- Tylko grzecznie mi tutaj...
- Dobrze, dziękujemy...-zamknął za nią drzwi i odwrócił się, rozglądając się po domu.
Dla niego, był wprost idealny. Taki jaki zawsze chciał mieć.W głowie jednak myślał zupełnie inaczej. Cieszył się, że jest tam właśnie z nią. Wiedział, że o niego zadba. Że przy nim będzie i zawsze go wesprze bo taka już była jego Jamie Sullivan. Gdy zorientował się, że dziewczyny nie ma w jego pobliżu, zaczął jej szukać. Przeszedł do sypialni i zamarł na widok dużych, balkonowych drzwi.Wyszedł przez nie i rozejrzał się, z szeroko otwartymi oczami.
- J-ja pierdole...-jęknął i oparł ręce o barierkę. Chłonął oczami widok, który był przed nim. Całe Sunset Strip było w zasięgu wzroku. Widział szyldy Troubadour'u, Rainbow, Roxi, Whisky a Go Go. Czuł, że wreszcie jest tam gdzie powinien.
- Ojciec będzie mnie szukał...-usłyszał za sobą jej głos.- Nie spocznie, póki nie wrócę do domu...
Odwrócił się w jej stronę i mrużył oczy.
- Jamie...-szepnął.- Nic ci się nie stanie...
Płakała. Podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- B-bardzo się b-boję...-mówiła przez łzy.Nic nie mówił, tylko głaskał ją po plecach czekając aż się wypłacze. Często widział gdy to robiła. Prawie każdej nocy, gdy przychodziła do niego musiał ją uspokajać. Już wiedział, że jej słowa nie pomagają.- My tu nie przeżyjemy, Jeff...
- Co ty pieprzysz?- zmarszczył brwi i przesunął dłonie, na jej kark.
- A co chcesz niby robić?-spytała.- Umiesz tylko grać na gitarze...
Te słowa go zabolały. Zamilkł i odwrócił głowę. Jamie zrozumiała, że nie powinna tak mówić.
- Przepraszam...ale po prostu się martwię.-zmuszała go do spojrzenia na nią, ale poczuł się urażony, pomimo tego że wiedział, iż nie chciała.
- Nie ważne...- mruknął pod nosem i puścił ją, odwracając się plecami.Jamie wzięła głęboki oddech i przystanęła obok niego. Oboje patrzyli się w dal, myśląc.
- Może...-po długim milczeniu w końcu się odezwał.- Chodźmy już na miasto, co?
Spojrzał na nią z boku.Pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Pójdę się przebrać...idziesz też?- spytała. 
- Tak...- poszli razem do łazienki, wyciągając z walizki ubrania. Dziś chciała poczuć się inaczej niż zawsze. A przede wszystkim, zobaczyć jego reakcję. Stanęli po obu stronach pomieszczenia i zaczęli ściągać ubrania. Jeff udawał, że nie patrzy. Tak na prawdę aż piekły go oczy. Ściągnęła swoją bluzkę, podnosząc ręce do góry.Miała idealne ciało, takie które zawsze mu się podobało. Gdy odgarnęła włosy do tyłu, zobaczyła kątem oka że się na nią patrzy. 
- Jeff...błagam cię...-jęknęła, zsuwając z bioder szorty. 
Zaśmiał się i popatrzył na nią, gdy w samej bieliźnie podeszła do lustra. 
- Gdybym...-zaczął mówić.
- Gdybyś co?- spytała, rozbawiona sytuacją.
Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się.
- Wiesz...-szepnął i sam rozebrał się. Wziął szybki prysznic, podczas gdy ona przebrała się w krótką, czarną sukienkę idealnie przylegającą do ciała. Rozpuściła długie włosy z koka, więc pozostały falowane na jej plecach. Pomalowała rzęsy i nałożyła puder, na kości policzkowe. Gdy chłopak odsunął kabinę i zobaczył dziewczynę, otworzył usta ze zdziwienia.
- W-wyglądasz...-wyszedł i stanął przed nią, nawet nie zasłaniając się ręcznikiem.
Odwróciła się i uśmiechnęła zadziornie.
- No jak?
Zmierzył ją wzrokiem i westchnął.
- Czy ja mam cię do siebie przywiązać sznurkiem?
- Ale dlaczego sznurkiem?- zdziwiła się.- Wystarczy, że mnie chwycisz za rękę.                                          Długo patrzyli sobie w oczy. Nigdy nie mówiła mu takich słów. 
- Dobrze, sama tego chciałaś.- powiedział i założył na siebie świeżą koszulkę.- Dzisiaj cię nie puszczę...jeszcze nie...
- Jeszcze nie?- zaśmiała się i wyszła z łazienki. Gdy zniknęła z jego pola widzenia, natychmiast przestała się uśmiechać i wzięła głęboki oddech. Chyba coś się zmieniło i dobrze wiedziała co.
Przeszła do salonu i wyciągnęła z walizki butelkę Jacka Danielsa. Odkręciła zakrętkę i wzięła kilka łyków, akurat gdy Jeff wyszedł z łazienki. Zdziwił go widok pijącej z butelki, Jamie ale nie mógł zaprzeczyć, że wyglądała seksownie przechylając pełnego Jacka, w krótkiej sukience.Podszedł do niej i wyciągnął go z reki. Przyłożył gwint do ust i sam wypił prawie połowę. 
- Możemy iść...-otarła sobie usta i wrzuciła butelkę do zlewu.Spojrzał na nią z uznaniem i przepuścił ją, by wyszła pierwsza. Zamknął drzwi na klucz i włożył go do kieszeni spodni.Zeszli po ciemnych schodach i wyszli na ciemną ulicę. Szli długo, cały czas rozmawiając.Jeff, patrzył na nią z boku i czuł dziwny rodzaj satysfakcji. Choć w żadnym stopniu, tak kobieta nie była jego...to właśnie tak się czuł.
Doszli do skrzyżowania, które dziwnym trafem było zupełnie puste. Stanęli na pasach i przeszli na czerwonym świetle. Nagle Jamie kątem oka zobaczyła po drugiej stronie drogi, znaną jej postać. Zmrużyła oczy i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stanęła gwałtownie i szturchnęła chłopaka w ramię.
- Will?-krzyknęła. Chłopak odwrócił się i stanął w miejscu.



poniedziałek, 6 maja 2013

4. You hold me so tight, turn off the light.



Widok był niesamowity. Zapierał dech w piersiach, zawsze kiedy na niego patrzyła. Panorama miasta o zachodzie słońca, budziła jeszcze większe emocje gdy patrzyło się na nią z wielkiego znaku " Hollywood" na największym ze wzgórz.Metropolia wydawała się tak odległa i niedostępna, a jednak. Naprawdę znowu tu była. Los Angeles, miasto aniołów. Dwójka ludzi siedziała pod ogromną literą "O", ogrzewając się tanim, ciepłym winem. Siedzieli blisko siebie, patrząc w milczeniu przed siebie. Gorący, wieczorny wiatr muskał ich twarze, powodując że czuli przyjemne ciepło. Gdy dotarli do miasta, zdali sobie sprawę jak bardzo się zmieniło przez ten rok. Palmy urosły, trawy wyschły, budynki jakby zszarzały. Ale przecież minął tylko jeden rok. 

- Slashy?- nagle odezwała się dziewczyna. Oderwał wzrok i popatrzył rozkojarzony, w jej stronę.
- Hmm?
Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. Przyjrzał jej się badawczo i zmrużył oczy.
- No co?- odwróciła spojrzenie w przeciwną stronę i przełknęła ślinę.
- B-bo...ja...ja...ja się boję.- szepnęła i zasłoniła sobie dłonią twarz. Mulat westchnął głęboko i nagle, podniósł rękę. Otoczył jej drobne ramiona, powodując że przeszedł ich ciepły dreszcz.Oparł głowę o jej ramię i wciągnął do nosa jej słodki zapach.
- Czego?- spytał cicho. 
- Że kiedyś nie będę mogła ci mówić tylu rzeczy, o których rozmawiamy teraz.- zaczęła.- Że zmienimy się, ty poznasz jakąś dziewczynę, zakochasz się, ożenisz...
Z każdym jej słowem czuł co raz większe uczucie ciepła. 
- Co ty pieprzysz, Brook?- przerwał jej.Podniosła głowę i spojrzała na niego brązowymi oczami, zupełnie zdezorientowana.- Przecież ja mam dwadzieścia lat...jakie zakochanie?
W głowie jednak, brzmiała zupełnie inna odpowiedź. To ją kocha, z nią chce się ożenić, właśnie z nią planował przyszłość.Czuł jednak, że ma rację. 
- N-no..dobrze, ale za ileś lat...przecież będzie się wokół ciebie...was...przewijać tyle kobiet...a ja?- w jej głosie dało się wyczuć nutkę błagania.
- Brooky...-popatrzył na nią z politowaniem.- Nie myśl o tym, żyj chwilą.
Odwrócił jej uwagę i wstał z ziemi, otrzepując tyłek z piachu. 
- Zobacz jak tu zajebiście!- wydarł się, by powstało echo.- Jesteśmy pijani, młodzi, piękni...
Dziewczyna zaśmiała się i pokręciła głową.
- To pieprzone Los Angeles, mała.- dokończył i podniósł z ziemi butelkę i dopił ją do końca. Rozbił ją o kawałek metalowego szyldu, patrząc jak szkło ląduję obok niej. Na chwilę się zatrzymał. Popatrzył na nią i poczuł dziwne ukłucie w sercu. Co on tak właściwie robi? Bawi się sam ze sobą, oszukuje się, że naprawdę już mu na niej nie zależy. Że to tylko szczeniacka miłość, takiej której nie można brać na poważnie. A jednak, wcale nie potrafił. Każdy jej ruch, oddech przyprawiał go o dreszcze. Od tylu lat, nie zdobył się by chociaż dać jej jakiś znak, by po prostu wiedziała.
- W sumie...-w jego głowie rozbrzmiał jej głos.- Masz rację.
Wstała i podeszła do niego szybkim krokiem. Kręciło jej się w głowie, bardzo mocno ale wciąż była poniżej normy. Stanęła na przeciwko niego, dosłownie kilka centymetrów od jego twarzy. Czas na chwilę się zatrzymał, ale zaraz potem dziewczyna ocknęła się i odeszła parę kroków do przodu.
- Chodź na ćpanie, Slashy.- powiedziała, gdy ją dogonił.Schodzili z gór, co chwilę się potykając.
- Duff mi nie pozwolił, a po za tym za młoda jesteś.- rzucił i odgarnął włosy z twarzy. Popatrzyła na niego zirytowana, ale on szybko ją wyprzedził.
- Jestem od ciebie o dwa lata młodsza, na serio tak uważasz?
- A od Duffa o trzy i jakoś do niego nie masz pretensji.- odpowiedział z przekąsem. Zeszli na asfaltową ścieżkę, prowadzącą do jednej z bocznych ulic. Paliły się już latarnie, więc zrobiło się jeszcze bardziej mrocznie. Los Angeles o tej porze to naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Na ulicę wychodzą dzieci nocy, a raczej dzieci tego właśnie miasta.
- No to co, dasz mi kreskę?- jęknęła, gdy przechodzili obok pierwszych domów.
- Chodź najpierw po Duffa, bo w końcu nigdy nie wyjdzie od tej laski.- rzucił i chwycił ją za róg bluzki i przyciagnął ją bliżej do siebie.
- Trzymaj się starszych, dziecinko...- powiedział ciszej, gdy trójka przechodzących obok mężczyzn zagwizdała na widok długich, opalonych nóg Brook. Odchrząknęła i chwyciła go pod ramię. Szli wzdłuż Santa Barbara, mijając co raz więcej ludzi. W końcu zatrzymali się pod jednym z domów i oparli się o murek. Slash podniósł w ziemi kamień i rzucił w okno, a którym paliło się światło. 
- McKagan!- wydarł się najciszej jak mógł. Długo nikt się nie pojawiał.
- Duff!- krzyknęła głośniej Brook, na co chłopak skarcił ją spojrzeniem i pokręcił głową. Poskutkowało, bo w oknie pojawiła się sylwetka jej brata. Oboje ze Slashem parsknęli śmiechem, bo był bez koszulki. 
- Potem będziesz ruchał, twoja siostra chce działkę.- zaczął mówić Saul. Duff otworzył okno i wychylił się za parapet. Mówił coś pod nosem i za chwile rozejrzał się po ulicy.
- Czekajcie, już schodzę.- odpowiedział. Wrócił do pokoju i spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę. Cieszył się,że pozwoliła by wrócili do siebie.Kochał ją, bo bardzo przypominała mu Brook. Zawsze uśmiechnięta, czuła.
- Idziesz już?- usłyszał jej głos, gdy zakładał spodnie.Podszedł do niej i usiadł na rogu. Pogłaskał ją po policzku i nachylił się, składając na jej ustach czuły pocałunek.
- Jutro pewnie przyjdę, Mandy...-szepnął.- Trzeba młodej pokazać miasto.
Podciągnęła kołdrę wyżej i uśmiechnęła się.
- No to leć.- odpowiedziała. W jednej chwili przeszedł przez okno i zsunął się po długiej, metalowej rynnie. Zobaczył stojącą obok siebie dwójkę i na samą myśl, że ma z nimi spędzić tą noc, uśmiechnął się.
- Udało się?- spytała Brook, gdy poszliśmy w stronę przystanku metra. Uśmiechnąłem się pod nosem i spuściłem wzrok.
- Pewnie, że tak.- odpowiedział. Dziewczyna szła między nimi, ale jednak Duffowi nie umknęło to, że cały czas trzymała Slasha pod rekę. Nie wydało mu się to dziwne, więc przestał o tym myśleć.
- Gdzież o tej porze może być nasz Stevenson?- odezwał się Slash, na stacji metra. Duff palił papierosa na wpół ze swoją siostrą, więc musiał stać bliżej niej. Trzęsła się.
- Co ty, zmino ci?- spytał zdziwiony. 
Popatrzyła w jego stronę.
- C-co?A nie...o...z...podniecenia.- odpowiedziała. Duff popatrzył znacząco na Slasha i przytulił dziewczynę, mocno pocierając dłonią o jej ramię.
- Zaraz się rozgrzejesz...stawiasz wódkę.- szepnął jej do ucha.
Natychmiast oderwała się od niego i odskoczyła jak oparzona.
- Pojebało cię?- pisnęła.- Ja nie stawiam!
Slash patrzył na jej twarz, owianą nocnym wiatrem. Starał się odwrócić wzrok, ale nie mógł.
- Ja mogę stawić.- odezwał się nagle.Rodzeństwo spojrzało na niego ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziało. Zapadła niezręczna cisza.
- Nie no, stawię tą wódkę.- pod długim milczeniu odezwała się Brook. Oboje popatrzyli na nią. 
- No ja mam nadzieje...- powiedział pod nosem Duff i wyrzucił papierosa na tory, akurat pod nadjeżdżające metro.Nie było ich, więc nadal czekali.
- Brooky...naprawdę tym razem mogę ja.- droczył się.Przez dobre dziesieć minut kłócili się o to kto ma stawiać.
- Dobra inaczej.- w końcu przerwał Slash.- Ty postaw mi, a ja postawię tobie...a Duff...niech sobie sam kupi.
- No dzięki...-powiedział zrezygnowany blondyn i wychylił się do tunelu- Dobra, jedzie.
Pociąg szybko nadjechał, więc weszli do gorącego wagonu. Był prawie pusty, więc mogli swobodnie rozmawiać.
- To jest zajebisty pomysł!- zauważyła Brook i oparła głowę o szybę.- Tyle że, jutro już nie mamy pieniędzy.
Wszyscy uśmiechnęli się do siebie i wybuchnęli śmiechem.
- Pożyczę od mamy, a jutro pójdziemy kraść.- powiedział rozbawiony.
- Ja tym razem nie idę do monopolowego...- powiedziała Brook i przymknęła oczy.
- No to ja pójdę, a ty  weźmiesz i pójdziesz do muzyka.- odezwał się Slash, patrząc na nią z boku.
Już więcej się nie odzywali, aż do końca drogi. Wysiedli w samym środku Sunset Strip. Dziewczyna przywarła do boku mulata i ku jego zdziwieniu przytuliła się do niego. Czuł pod kurtką jej drgające ciało.
- Rainbow?- spytał Duff.- Adler pewnie znowu atakuje kible...
Pokiwali głowami i poszli wzdłuż ulicy, mijając różnych ludzi. Wszędzie było głośno, z każdego klubu dochodziły dźwięki muzyki. Ulica tętniła życiem w sposób nie wyobrażalnie piękny.W końcu minęli próg speluny i weszli do ciemnego pomieszczenia. Ryki gitar, zapach alkoholu i unoszący się wszędzie dym sprawił, że Brook już po chwili nie mogła oddychać.Czuła silną rękę Slasha na jej talii, więc czuła się bezpieczniej. Usiedli przy barze, przeciskając się przez tłum. Saul nie usiadł, tylko stanął za swoją przyjaciółką, obserwując jej zachowanie. 
- Cześć Joe...-jęknął Duff opadając na stołek.- Widziałeś Adlera?
Otyły barman,wycierający kufle piwa pokręcił przecząco głową.
- Ma zakaz wstępu, robił rozpierduchę razem z jakimś rudym debilem...- gdy wypowiedział te słowa, cała trójka wybuchnęła śmiechem, patrząc po sobie.- Ale pewnie siedzi w Troubadour'e, bo tam dziś jakiś koncert.
Duff pokiwał głową i kazał im iść za sobą.Wyszli z baru, na ulicę.
- Pójdziemy z buta...-powiedział.- To jakieś dziesięć minut stąd.
Ten klub wydawał się większy, a muzyka dochodząca z wnętrza świadczyła o tym, że jest tam teraz niezła impreza. Weszli do budynku, mijając ochroniarzy. Brook zamarła, zaciskając dłoń na przegubie Slasha. Wszędzie ludzie. Powietrze było parne i śmierdzące. NA rurach tańczyły dziewczyny, ubrane w skąpe stroje. Przy dwóch ogromnych barach, siedziało mnóstwo mężczyzn, pijących i palących. Mulat pociągnął ją za rękaw i poszedł za Duffem, który już podszedł do barmana.
- Adler jest?-spytał.
Mężczyzna popatrzył na niego z politowaniem.
- Uwierz mi, Duff...nic się nie zmienił przez ten rok.- pokazał palcem na drzwi od toalet. Trójka poszła w ich stronę i gdy tylko blondyn je otworzył, wyleciał przez nie rudy mężczyzna, wpadając na przerażoną Brook.
- Kurwa...-jęknął i potarł czoło, odwracając się w stronę dziewczyny. W jednej chwili przestał się ruszać tylko patrzył w jej oczy, co raz bardziej zauroczony.- P-przepraszam...
Wtedy dało się usłyszeć tylko krzyk.
- MCKAGAN!-Steven rzucił się w jego stronę,a ten nie zorientowawszy się runął na ziemie, ciągnąc za sobą rudego chłopaka. Cała dwójka leżała na ziemi i śmiała się, oprócz niego. Wstał niepewnie i znowu popatrzył się w stronę brunetki. Ona próbowała odwrócić wzrok, bo jego spojrzenie było zbyt nachalne.
Slash także je zauważył, więc jego ręka mocniej zacisnęła się na jej talii.
- Slash!- tym razem na niego rzucił się Adler.- I Brooky, młoda!
Uściskali się, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- No, poznajcie Axla...- odwrócił się i przedstawił im chłopaka. Podał dłoń Duffowi, potem Slashowi i na końcu Brook, uśmiechając się delikatnie. Usiedli na kanapach i zaczęli rozmawiać. Ten cały Axl, był dla mulata i dziewczyny dziwny.Powodem było ty, że oboje czuli się zagrożeni jego obecnością. Mężczyzna cały czas kątem oka obserwował ją, co powodowało zazdrość Slasha,a ona jego intensywnym wzrokiem skierowanym na jej zakryte materiałem bluzki z logiem Sex Pistols, piersi. Dali sobie jednak spokój, gdy na stół wjechała pierwsza kolejka wódki.