czwartek, 30 maja 2013

6. And I'm waitin' for you at the crossroads.




-Cześć, piękna.- usłyszała nad swoim uchem szept. Mimowolnie uśmiechnęła się i powoli odwróciła głowę, ignorując jej ból. Zobaczyła twarz blondyna, którego długie włosy, opadały na twarz. W oczach miał coś pociągającego. Dziwny rodzaj szaleństwa i pożądania.

- Cześć.- odparła i włożyła za ucho kosmyk włosów. Przyglądał się jej z zaciekawieniem, oceniając jak bardzo jest trzeźwa.

- Jestem Sebastian.- podał jej rękę. Spuściła wzrok i wbiła go w jego dłoń, przegryzając kusząco wargę. Zdziwiło ją to jak reaguje na jego osobę. Patrzyła się na niego, od samego początku.

- Dziwne imię.-odparła i uścisnęła ją.- Jestem Brook.

Uśmiechnął się, powodując jej wewnętrzny jęk. Odwróciła całe ciało w jego stronę i założyła nogę na nogę.

- Jesteś siostrą Duffa?- spytał i zapalił papierosa, podkładając jej paczkę pod nos. Wzięła jednego i włożyła do ust. Gdy wypuścił dym, podłożył zapalniczkę pod jej usta i zapalił go. Zmrużył swoje zielone oczy i czekał na jej reakcję.

- Czy to ma jakieś znaczenie?- spytała i dmuchnęła dymem wprost w jego twarz. – Tak, jestem jego siostrą.

Uniósł brwi i uśmiechnął się przechylając głowę w bok.

- Dlaczego nie widziałem cię tu wcześniej?- zadał pytanie.- Pamiętam twojego brata i Slasha… ale ciebie nie.

Otrzepała papierosa z zalegającego popiołu i przełknęła ślinę.

- Mieszkałam tu tylko dwa miesiące, a potem wyjechałam do Chicago.- odparła.

Pokiwał głową na znak, że rozumie i włożył palce w włosy, przerzucając je na jedną stronę. Na chwilę wstrzymała oddech i zmierzyła wzrokiem jego klatkę piersiową.

- Ile masz lat, Sebastian?- spytała ciszej.

- 20.- odparł i mrugnął do niej.

- Ja 17 i nie powinnam z tobą rozmawiać.- odparła z dziecinną przekorą. Parsknął śmiechem i odchylił się do tyłu.

- Jesteś niegrzeczna.- syknął i niby przypadkiem, przesunął nogę bliżej niej. Nie obchodziło go to, że jej brat zaraz może tu przyjść. Musiał się do niej zbliżyć. Po prostu musiał.

- Cóż poradzić.- cmoknęła ustami i wzięła łyka alkoholu z małej szklanki.

Rozejrzała się po sali i poszukała wzrokiem Slasha by zbadać swoją sytuację. Spodobał jej się. Gdy tylko go zobaczyła, od razu zwróciła na niego uwagę. Był przystojny. Naprawdę nieziemsko przystojny.

- Pójdziemy się gdzieś przejść?- spytała, gdy zobaczyła idącego w ich stronę Stevena i Saula. Szybko podniosła się z miejsca i pociągnęła zaskoczonego chłopaka. Chwycił butelkę Danielsa z stolika i poszedł za nią.

- Brooky, gdzie…- zaczął Slash, ale go zignorowała kiwając ręką. Sebastian poczuł dziwny rodzaj satysfakcji. Domyślił się, że dziewczyna podoba się mulatowi.

Wyszli z klubu i przystanęli dopiero przecznicę od klubu. Szli blisko siebie, co chwile ocierając swoje dłonie o siebie.

- Dlaczego uciekłaś?- spytał po długim milczeniu.

- Nie chcę znowu być przez nich otoczona.- odparła i chwyciła jego butelkę, wypijając kilka łyków.- Jestem tu od paru dni, a już mam dość.

Przyjrzał się jej z boku i uśmiechnął się pod nosem.

- I ja mam być tym złym, który cię od nich odciągnie?- spytał.

Parsknęła śmiechem i opadła na ławkę w parku Green Park. Przybliżył się do niej i nawinął sobie kosmyk jej włosów na palec.

- Tak, bardzo cię o to proszę.- szepnęła.- Bądź tym złym. Tego właśnie potrzebuję.

Nie wytrzymał i musnął jej usta, powodując że przeszedł ich dreszcz. Spodobała mu się. Była naprawdę śliczna i miała dużo, tam gdzie powinna. Sebastian nie był typem inteligenta. Był raczej kobiecym materialistą. Brook o tym wiedziała.

Usiadła okrakiem na jego udach i chwyciła jego twarz w dłonie. Całowali się czule, co raz bardziej się na siebie nakręcając. Już po chwili leżeli na trawie, namiętnie się kochając. Nie obchodziło ich to, że ktoś może tu iść Ani to, że robią to w miejscu publicznym. Oboje potrzebowali czegoś innego.

- Wracasz do nich, czy idziesz do mnie?- spytał, zapinając swoje spodnie. Siedziała na ziemi, opierając plecy o ławkę. Paliła papierosa, czując fatalne zażenowanie. Alkohol wyparował z jej słabego organizmu, co powodowało zdanie sobie sprawy z zaistniałej sytuacji.

- Wolałabym iść z tobą.- powiedziała.- Ale, lepiej będzie jak wrócę do domu.

Pokiwał głową i podał jej rękę. Chwyciła ją i poszli z powrotem w stronę klubu. Milczeli. Chłopak widział, że jest jej wstyd.

- To nie był twój pierwszy raz.- raczej stwierdził niż zapytał, gdy przystanęli obok wejścia. Spuściła wzrok i wyrzuciła papierosa na ziemię.

- Brawo, Sebastian.- uśmiechnęła się i postawiła jeden krok. Przyłożyła policzek do jego policzka i przytknęła do niego usta. Złożyła krótki pocałunek i odsunęła się, patrząc na niego pytająco.

- Podobał mi się ten seks, Brook.- odezwał się.- Chcę go powtórzyć.

Spodobała jej się jego szczerość. Zawsze to ceniła.

- Nic nie stoi na przeszkodzie.- odparła i wtedy otworzyły się drzwi.

- No…- powiedział a dziewczyna przysunęła się bliżej niego.- Prawie nic.

Z Whisky wyszła cała znajoma trójka. Ostatni wyszedł Slash, pociągając nerwowo nosem, od właśnie wciągniętej dawki kokainy.

- Baz, twoi kumple cię szukają.- czujnie spojrzał na nich Duff i podszedł do Brook, odciągając ją od niego.

Ku jego zdziwieniu ta, wyrwała się delikatnie i przesunęła z powrotem w jego stronę.

- Ok, to ja już lecę.- popatrzył nerwowo w jego stronę i spojrzał w oczy dziewczyny.- Do zobaczenia.

Podeszła do niego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. Slash zamarł, a jego papieros wypadł mu z ust. Modlił się by nikt tego nie zobaczył. Duff otworzył usta, ale nic nie powiedział.

- Jutro.- powiedziała jeszcze.- O tej samej porze, Sebastian.

Jej brat pociągnął ją za rękę i cała czwórka oddaliła się.

Szli w milczeniu, każdy szurając nogami. Brunetka uśmiechała się pod nosem. Pierwszy raz…czuła się wolna. Tak, to było właśnie to uczucie. Zrobiła to, wbrew jakimkolwiek zasadom. Pieprzyła się w parku, na trawie z prawie nieznajomym mężczyzną.

- Brook… -usłyszała za sobą głos swojego brata. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że idzie kilka metrów przed pozostałą trójką.- Co to kurwa było?

Odwróciła się i popatrzyła na nich.

- No jak co?- uśmiechnęła się.- Wolność, braciszku!

Podbiegła do Adlera i wskoczyła mu na barana. Ten zaczął się śmiać i podsadził ją wyżej.

- Gdzie ty z nim poszłaś?- spytał.

- Do parku.- odparła i pogłaskała po włosach Stevena.

Slash szedł obok nich nieobecny, tak jakby w ogóle nie słuchał.

Blondyn już nie drążył tematu tylko włożył ręce do kieszeni.

- Dobra, mała.- westchnął Steven.- Idę do chaty.

Odstawił ją za ziemię i zobaczył, że prawie zasypia.

- Duff, trzymaj ją.- powiedział ciszej.- To do jutra, pamiętajcie o dwudziestej u mnie.

Odszedł w swoją stronę i zostawił ich samych. McKagan chwycił ją pod rękę i pozwolił by oparła głowę o jego ramię.

- Slash, ja idę do Mandy weźmiesz ją jeszcze na jedną noc?- spytał.- Jutro poszukam jakiegoś mieszkania do wynajęcia.

Mulat pokiwał głową i dalej szedł w milczeniu. Gdy w końcu doszli do jego domu, blondyn postawił przed sobą swoją siostrę i zmusił ją do spojrzenia w swoje oczy.

- Brook, uważaj na niego.- powiedział błagalnie.- On jest trochę inny.

Długo mierzyli się spojrzeniem, ale w końcu ona odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku wejścia. Duff odprowadził ją spojrzeniem, pożegnał się z Slashem i poszedł do domu swojej dziewczyny.
Tymczasem ona, weszła na górę i zamknęła na klucz drzwi od pokoju w którym spała. Rozebrała się do bielizny i rzuciła się na łóżko. Czuła się świetnie. Pierwszy raz od dawna. Przeżyła coś szalonego, coś niezwykłego. Ten chłopak otworzył w niej zupełnie inną osobowość. Brook McKagan, oficjalnie dorosła. Czy mądrze? Na pewno nie.




Oto nowy rozdział, dość krótki ale mam to w dupie.
Przepraszam za błędy i miłego czytania, kociaki. 







piątek, 10 maja 2013

5. Take me to your sunny side of love.

No to zapraszam na piąty rozdział. Błagam o komentarze, naprawdę. Potrzebuję wsparcia.
Ta część jest dość nudna,ale właśnie tak ma być. Tych anonimowych, też proszę o zdanie.
Naprawdę, to nie trudne.



Szli ulicami dusznego Los Angeles, bardzo blisko siebie. Wieczorne powietrze było wprost gorące. Słońce zachodziło za horyzontem wysokich wzgórz, powodując że na ulicach było już prawie ciemno. 
Oboje byli brudni, spoceni i zmęczeni, ale jednak szczęśliwi.Naprawdę tu byli. Spełniło się ich marzenie, chodzili po tych zatłoczonych ulicach, oddychali tym miastem. Jeff niósł swoją torbę na plecach, w ręce trzymając walizkę Jamie, która ciągnęła się za nim na kółkach. Ona szła obok niego skupiona, obracając w ręku mapę. Pomimo tego, że błądzili po tej ogromnej metropolii czuła się bezpiecznie.Przecież nic z nim jej się nie stanie, pomoże jej.
- Jamie, szukaj szybciej tej pierdolonej ulicy...-jęknął chłopak, przystając na chwilę. Wyprostował plecy i rozejrzał się chwilę po ulicy i zatrzymał wzrok na idących po drugiej stronie dziewczynach. Także rzuciły mu krótkie spojrzenie i poszły dalej. Uśmiechnął się pod nosem i zupełnie przypadkiem spojrzał na Jamie. Patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. 
- No co?- spytał, ale nie odpowiedziała tylko spuściła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz.Zdziwiło go jej zachowanie, ale nie drążył tematu. Odwrócił się ostatni raz za nimi i poszli dalej mijając co raz bardziej dziwne ulice, miasta aniołów.Szli długo, gdy w końcu zapadł zmrok. Jamie zaczęła się bać. Obok nich przechodzili dziwni ludzie, ćpuny, dziwki...nigdy nie widziała takiego skupiska tak różnych osób, o zupełnie innych obyczajach, kulturach. Lafayette było inne, to mogła stwierdzić. Nagle minął jej jakiś szyld. Popatrzyła w jego stronę i zmrużyła oczy.
- Jeff, patrz...-zatrzymała chłopaka.- Skręt na Melrose Ave...
Zatrzymał się i w oddali zobaczył biały, budynek.
- Kurwa...-jęknął.- Jamie, to tutaj...
Wskazał jej palcem na dom i wybuchnął śmiechem.
- Kurwa!-wrzasnął.- To naprawdę kurwa tu...
Rzucił walizki i podbiegł do dziewczyny, przytulając ją mocno. Była lekka, więc podniósł ją do góry, obracając się.
- Jeff, uspokój się.- jęknęła, czując uśmiech na swojej twarzy.-Może najpierw się upewnijmy.
Postawił ją na ziemi i znowu chwycił walizki, potykając się o własne nogi. Biegł przez ulicę, nawet na nią nie czekając. Wszedł do ciemnej klatki i skierował się schodami, do mieszkania dozorcy. Zapukał i odsunął sie na bok, czując co raz większe podniecenie. Jamie także za nim poszła i stanęła za nim, chwytając go za skrawek bluzki. Drzwi powoli otworzyły się i głowę wysunęła krucha staruszka.
- T-tak?- spytała, rzucając im przerażone spojrzenie.
- Dzień dobry...-zaczął Jeff.- Miesiąc temu, dzwoniłem do pani męża w sprawie wynajęcia mieszkania...
no i ...-spojrzał na Jamie.- Jesteśmy.
Zmierzyła ich spojrzeniem i otworzyła szerzej drzwi.
- Nieaktualne...-mruknęła. Oboje zamarli. 
- Jak to kurwa nie aktualne?
- Nie przeklinaj, młody człowieku...-obruszyła się.- No przecież chyba mówię, za tyle ile chciałeś nie aktualne.
- A za ile aktualne?- spytała nagle Jamie.
Kobieta wyraźnie kalkulowała coś w myślach. Szczęka Jeffa niebezpiecznie drgała, więc ręka dziewczyny powędrowała do jego dłoni. Wplotła w nią palce i mocno ścisnęła. Pomimo powagi sytuacji, chłopak poczuł dziwne ukłucie w brzuchu. 
- Nie wiem...mąż mówi, że...-zaczęła mówić, ale jej przerwała.
- Dwieście dolców to za mało, tak?
Przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Dwieście pięćdziesiąt i będę pani codziennie robiła zakupy...-powiedziała, a Jeff popatrzył na nią z boku z trudem powstrzymując śmiech.
Wahała się, to było widać.
- No wiecie...-jęknęła.
- No proszę pani...-jęknęła błagalnie Jamie.- Jedziemy tu aż z Indiany...
Popatrzyła za nią zdziwiona i odwróciła się za siebie nerwowo.
- A w mieszkaniu też mi posprzątasz?-powiedziała z ironią i ściągnęła z wieszaka kluczę. Wyszła z domu, ciapiąc nogami.- Chodźcie za mną...
Gdy się odwróciła, oni popatrzyli na siebie z wyszczerzami na twarzach. O dziwo, wcale nie puścili swoich dłoni. 
Szli a kobietą po schodach, przepychając się bezgłośnie.
- Mój mąż chciał wam dać trzysta pięćdziesiąt, ale...ale...-bardzo się zdyszała, więc żeby ją udobruchać Jeff chwycił ją pod rękę. Doszli w końcu do mieszkania i przystanęli pod starymi drzwiami.
- Ale widzę, że dobre z was dzieci.. mam nadzieje , że nie uciekliście...-spojrzała na nich spod okularów połówek.- Nie mam zamiaru mieć na głowie policji...
Jamie przełknęła ślinę i poczuła, że chłopak mocniej ścisnął jej rękę. Staruszka zobaczyła to i uśmiechnęła się znacząco.
- Ah, rozumiem...-westchneła.- Miłość...
Oboje w jednej chwili spojrzeli się na siebie i odsunęli się, puszczając dłonie.
- Kochajcie się póki możecie, potem jest już za późno...- odkluczyła zamek i przepuściła ich w przejściu.
Ich oczom ukazał się mały salon, na którego środku stały dwie czarne kanapy. Ściany były szare, jakby brudne.
- Tu macie duży pokój...tam jest sypialnia...a tam łazienka...-wskazywała palcem.- Płacicie za czynsz co miesiąc, żadnych spóźnień!
- Oczywiście...-powiedział Jeff.- 
Mrugnął do Jamie, zapominając o wcześniejszej sytuacji. Uśmiechnęła się słabo i popatrzyła w stronę sypialni.Gdy kobieta pokazywała mu jak podniosić rolety, podszedł do dziewczyny i objął ją od tyłu, opierając podbródek o jej ramię.
- Będę spał na kanapie, jeśli nie chcesz...ze mną...-szepnął.
- Nie, chcę z tobą...-odpowiedziała szybko.- Tyle że...
- Tyle że co...- powiedział, ale przerwała mu staruszka.
- No, to tyle...jutro z rana przyjdźcie do mnie, to spiszemy umowę...- mówiła, idąc do drzwi.- Tylko grzecznie mi tutaj...
- Dobrze, dziękujemy...-zamknął za nią drzwi i odwrócił się, rozglądając się po domu.
Dla niego, był wprost idealny. Taki jaki zawsze chciał mieć.W głowie jednak myślał zupełnie inaczej. Cieszył się, że jest tam właśnie z nią. Wiedział, że o niego zadba. Że przy nim będzie i zawsze go wesprze bo taka już była jego Jamie Sullivan. Gdy zorientował się, że dziewczyny nie ma w jego pobliżu, zaczął jej szukać. Przeszedł do sypialni i zamarł na widok dużych, balkonowych drzwi.Wyszedł przez nie i rozejrzał się, z szeroko otwartymi oczami.
- J-ja pierdole...-jęknął i oparł ręce o barierkę. Chłonął oczami widok, który był przed nim. Całe Sunset Strip było w zasięgu wzroku. Widział szyldy Troubadour'u, Rainbow, Roxi, Whisky a Go Go. Czuł, że wreszcie jest tam gdzie powinien.
- Ojciec będzie mnie szukał...-usłyszał za sobą jej głos.- Nie spocznie, póki nie wrócę do domu...
Odwrócił się w jej stronę i mrużył oczy.
- Jamie...-szepnął.- Nic ci się nie stanie...
Płakała. Podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- B-bardzo się b-boję...-mówiła przez łzy.Nic nie mówił, tylko głaskał ją po plecach czekając aż się wypłacze. Często widział gdy to robiła. Prawie każdej nocy, gdy przychodziła do niego musiał ją uspokajać. Już wiedział, że jej słowa nie pomagają.- My tu nie przeżyjemy, Jeff...
- Co ty pieprzysz?- zmarszczył brwi i przesunął dłonie, na jej kark.
- A co chcesz niby robić?-spytała.- Umiesz tylko grać na gitarze...
Te słowa go zabolały. Zamilkł i odwrócił głowę. Jamie zrozumiała, że nie powinna tak mówić.
- Przepraszam...ale po prostu się martwię.-zmuszała go do spojrzenia na nią, ale poczuł się urażony, pomimo tego że wiedział, iż nie chciała.
- Nie ważne...- mruknął pod nosem i puścił ją, odwracając się plecami.Jamie wzięła głęboki oddech i przystanęła obok niego. Oboje patrzyli się w dal, myśląc.
- Może...-po długim milczeniu w końcu się odezwał.- Chodźmy już na miasto, co?
Spojrzał na nią z boku.Pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Pójdę się przebrać...idziesz też?- spytała. 
- Tak...- poszli razem do łazienki, wyciągając z walizki ubrania. Dziś chciała poczuć się inaczej niż zawsze. A przede wszystkim, zobaczyć jego reakcję. Stanęli po obu stronach pomieszczenia i zaczęli ściągać ubrania. Jeff udawał, że nie patrzy. Tak na prawdę aż piekły go oczy. Ściągnęła swoją bluzkę, podnosząc ręce do góry.Miała idealne ciało, takie które zawsze mu się podobało. Gdy odgarnęła włosy do tyłu, zobaczyła kątem oka że się na nią patrzy. 
- Jeff...błagam cię...-jęknęła, zsuwając z bioder szorty. 
Zaśmiał się i popatrzył na nią, gdy w samej bieliźnie podeszła do lustra. 
- Gdybym...-zaczął mówić.
- Gdybyś co?- spytała, rozbawiona sytuacją.
Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się.
- Wiesz...-szepnął i sam rozebrał się. Wziął szybki prysznic, podczas gdy ona przebrała się w krótką, czarną sukienkę idealnie przylegającą do ciała. Rozpuściła długie włosy z koka, więc pozostały falowane na jej plecach. Pomalowała rzęsy i nałożyła puder, na kości policzkowe. Gdy chłopak odsunął kabinę i zobaczył dziewczynę, otworzył usta ze zdziwienia.
- W-wyglądasz...-wyszedł i stanął przed nią, nawet nie zasłaniając się ręcznikiem.
Odwróciła się i uśmiechnęła zadziornie.
- No jak?
Zmierzył ją wzrokiem i westchnął.
- Czy ja mam cię do siebie przywiązać sznurkiem?
- Ale dlaczego sznurkiem?- zdziwiła się.- Wystarczy, że mnie chwycisz za rękę.                                          Długo patrzyli sobie w oczy. Nigdy nie mówiła mu takich słów. 
- Dobrze, sama tego chciałaś.- powiedział i założył na siebie świeżą koszulkę.- Dzisiaj cię nie puszczę...jeszcze nie...
- Jeszcze nie?- zaśmiała się i wyszła z łazienki. Gdy zniknęła z jego pola widzenia, natychmiast przestała się uśmiechać i wzięła głęboki oddech. Chyba coś się zmieniło i dobrze wiedziała co.
Przeszła do salonu i wyciągnęła z walizki butelkę Jacka Danielsa. Odkręciła zakrętkę i wzięła kilka łyków, akurat gdy Jeff wyszedł z łazienki. Zdziwił go widok pijącej z butelki, Jamie ale nie mógł zaprzeczyć, że wyglądała seksownie przechylając pełnego Jacka, w krótkiej sukience.Podszedł do niej i wyciągnął go z reki. Przyłożył gwint do ust i sam wypił prawie połowę. 
- Możemy iść...-otarła sobie usta i wrzuciła butelkę do zlewu.Spojrzał na nią z uznaniem i przepuścił ją, by wyszła pierwsza. Zamknął drzwi na klucz i włożył go do kieszeni spodni.Zeszli po ciemnych schodach i wyszli na ciemną ulicę. Szli długo, cały czas rozmawiając.Jeff, patrzył na nią z boku i czuł dziwny rodzaj satysfakcji. Choć w żadnym stopniu, tak kobieta nie była jego...to właśnie tak się czuł.
Doszli do skrzyżowania, które dziwnym trafem było zupełnie puste. Stanęli na pasach i przeszli na czerwonym świetle. Nagle Jamie kątem oka zobaczyła po drugiej stronie drogi, znaną jej postać. Zmrużyła oczy i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stanęła gwałtownie i szturchnęła chłopaka w ramię.
- Will?-krzyknęła. Chłopak odwrócił się i stanął w miejscu.



poniedziałek, 6 maja 2013

4. You hold me so tight, turn off the light.



Widok był niesamowity. Zapierał dech w piersiach, zawsze kiedy na niego patrzyła. Panorama miasta o zachodzie słońca, budziła jeszcze większe emocje gdy patrzyło się na nią z wielkiego znaku " Hollywood" na największym ze wzgórz.Metropolia wydawała się tak odległa i niedostępna, a jednak. Naprawdę znowu tu była. Los Angeles, miasto aniołów. Dwójka ludzi siedziała pod ogromną literą "O", ogrzewając się tanim, ciepłym winem. Siedzieli blisko siebie, patrząc w milczeniu przed siebie. Gorący, wieczorny wiatr muskał ich twarze, powodując że czuli przyjemne ciepło. Gdy dotarli do miasta, zdali sobie sprawę jak bardzo się zmieniło przez ten rok. Palmy urosły, trawy wyschły, budynki jakby zszarzały. Ale przecież minął tylko jeden rok. 

- Slashy?- nagle odezwała się dziewczyna. Oderwał wzrok i popatrzył rozkojarzony, w jej stronę.
- Hmm?
Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. Przyjrzał jej się badawczo i zmrużył oczy.
- No co?- odwróciła spojrzenie w przeciwną stronę i przełknęła ślinę.
- B-bo...ja...ja...ja się boję.- szepnęła i zasłoniła sobie dłonią twarz. Mulat westchnął głęboko i nagle, podniósł rękę. Otoczył jej drobne ramiona, powodując że przeszedł ich ciepły dreszcz.Oparł głowę o jej ramię i wciągnął do nosa jej słodki zapach.
- Czego?- spytał cicho. 
- Że kiedyś nie będę mogła ci mówić tylu rzeczy, o których rozmawiamy teraz.- zaczęła.- Że zmienimy się, ty poznasz jakąś dziewczynę, zakochasz się, ożenisz...
Z każdym jej słowem czuł co raz większe uczucie ciepła. 
- Co ty pieprzysz, Brook?- przerwał jej.Podniosła głowę i spojrzała na niego brązowymi oczami, zupełnie zdezorientowana.- Przecież ja mam dwadzieścia lat...jakie zakochanie?
W głowie jednak, brzmiała zupełnie inna odpowiedź. To ją kocha, z nią chce się ożenić, właśnie z nią planował przyszłość.Czuł jednak, że ma rację. 
- N-no..dobrze, ale za ileś lat...przecież będzie się wokół ciebie...was...przewijać tyle kobiet...a ja?- w jej głosie dało się wyczuć nutkę błagania.
- Brooky...-popatrzył na nią z politowaniem.- Nie myśl o tym, żyj chwilą.
Odwrócił jej uwagę i wstał z ziemi, otrzepując tyłek z piachu. 
- Zobacz jak tu zajebiście!- wydarł się, by powstało echo.- Jesteśmy pijani, młodzi, piękni...
Dziewczyna zaśmiała się i pokręciła głową.
- To pieprzone Los Angeles, mała.- dokończył i podniósł z ziemi butelkę i dopił ją do końca. Rozbił ją o kawałek metalowego szyldu, patrząc jak szkło ląduję obok niej. Na chwilę się zatrzymał. Popatrzył na nią i poczuł dziwne ukłucie w sercu. Co on tak właściwie robi? Bawi się sam ze sobą, oszukuje się, że naprawdę już mu na niej nie zależy. Że to tylko szczeniacka miłość, takiej której nie można brać na poważnie. A jednak, wcale nie potrafił. Każdy jej ruch, oddech przyprawiał go o dreszcze. Od tylu lat, nie zdobył się by chociaż dać jej jakiś znak, by po prostu wiedziała.
- W sumie...-w jego głowie rozbrzmiał jej głos.- Masz rację.
Wstała i podeszła do niego szybkim krokiem. Kręciło jej się w głowie, bardzo mocno ale wciąż była poniżej normy. Stanęła na przeciwko niego, dosłownie kilka centymetrów od jego twarzy. Czas na chwilę się zatrzymał, ale zaraz potem dziewczyna ocknęła się i odeszła parę kroków do przodu.
- Chodź na ćpanie, Slashy.- powiedziała, gdy ją dogonił.Schodzili z gór, co chwilę się potykając.
- Duff mi nie pozwolił, a po za tym za młoda jesteś.- rzucił i odgarnął włosy z twarzy. Popatrzyła na niego zirytowana, ale on szybko ją wyprzedził.
- Jestem od ciebie o dwa lata młodsza, na serio tak uważasz?
- A od Duffa o trzy i jakoś do niego nie masz pretensji.- odpowiedział z przekąsem. Zeszli na asfaltową ścieżkę, prowadzącą do jednej z bocznych ulic. Paliły się już latarnie, więc zrobiło się jeszcze bardziej mrocznie. Los Angeles o tej porze to naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Na ulicę wychodzą dzieci nocy, a raczej dzieci tego właśnie miasta.
- No to co, dasz mi kreskę?- jęknęła, gdy przechodzili obok pierwszych domów.
- Chodź najpierw po Duffa, bo w końcu nigdy nie wyjdzie od tej laski.- rzucił i chwycił ją za róg bluzki i przyciagnął ją bliżej do siebie.
- Trzymaj się starszych, dziecinko...- powiedział ciszej, gdy trójka przechodzących obok mężczyzn zagwizdała na widok długich, opalonych nóg Brook. Odchrząknęła i chwyciła go pod ramię. Szli wzdłuż Santa Barbara, mijając co raz więcej ludzi. W końcu zatrzymali się pod jednym z domów i oparli się o murek. Slash podniósł w ziemi kamień i rzucił w okno, a którym paliło się światło. 
- McKagan!- wydarł się najciszej jak mógł. Długo nikt się nie pojawiał.
- Duff!- krzyknęła głośniej Brook, na co chłopak skarcił ją spojrzeniem i pokręcił głową. Poskutkowało, bo w oknie pojawiła się sylwetka jej brata. Oboje ze Slashem parsknęli śmiechem, bo był bez koszulki. 
- Potem będziesz ruchał, twoja siostra chce działkę.- zaczął mówić Saul. Duff otworzył okno i wychylił się za parapet. Mówił coś pod nosem i za chwile rozejrzał się po ulicy.
- Czekajcie, już schodzę.- odpowiedział. Wrócił do pokoju i spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę. Cieszył się,że pozwoliła by wrócili do siebie.Kochał ją, bo bardzo przypominała mu Brook. Zawsze uśmiechnięta, czuła.
- Idziesz już?- usłyszał jej głos, gdy zakładał spodnie.Podszedł do niej i usiadł na rogu. Pogłaskał ją po policzku i nachylił się, składając na jej ustach czuły pocałunek.
- Jutro pewnie przyjdę, Mandy...-szepnął.- Trzeba młodej pokazać miasto.
Podciągnęła kołdrę wyżej i uśmiechnęła się.
- No to leć.- odpowiedziała. W jednej chwili przeszedł przez okno i zsunął się po długiej, metalowej rynnie. Zobaczył stojącą obok siebie dwójkę i na samą myśl, że ma z nimi spędzić tą noc, uśmiechnął się.
- Udało się?- spytała Brook, gdy poszliśmy w stronę przystanku metra. Uśmiechnąłem się pod nosem i spuściłem wzrok.
- Pewnie, że tak.- odpowiedział. Dziewczyna szła między nimi, ale jednak Duffowi nie umknęło to, że cały czas trzymała Slasha pod rekę. Nie wydało mu się to dziwne, więc przestał o tym myśleć.
- Gdzież o tej porze może być nasz Stevenson?- odezwał się Slash, na stacji metra. Duff palił papierosa na wpół ze swoją siostrą, więc musiał stać bliżej niej. Trzęsła się.
- Co ty, zmino ci?- spytał zdziwiony. 
Popatrzyła w jego stronę.
- C-co?A nie...o...z...podniecenia.- odpowiedziała. Duff popatrzył znacząco na Slasha i przytulił dziewczynę, mocno pocierając dłonią o jej ramię.
- Zaraz się rozgrzejesz...stawiasz wódkę.- szepnął jej do ucha.
Natychmiast oderwała się od niego i odskoczyła jak oparzona.
- Pojebało cię?- pisnęła.- Ja nie stawiam!
Slash patrzył na jej twarz, owianą nocnym wiatrem. Starał się odwrócić wzrok, ale nie mógł.
- Ja mogę stawić.- odezwał się nagle.Rodzeństwo spojrzało na niego ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziało. Zapadła niezręczna cisza.
- Nie no, stawię tą wódkę.- pod długim milczeniu odezwała się Brook. Oboje popatrzyli na nią. 
- No ja mam nadzieje...- powiedział pod nosem Duff i wyrzucił papierosa na tory, akurat pod nadjeżdżające metro.Nie było ich, więc nadal czekali.
- Brooky...naprawdę tym razem mogę ja.- droczył się.Przez dobre dziesieć minut kłócili się o to kto ma stawiać.
- Dobra inaczej.- w końcu przerwał Slash.- Ty postaw mi, a ja postawię tobie...a Duff...niech sobie sam kupi.
- No dzięki...-powiedział zrezygnowany blondyn i wychylił się do tunelu- Dobra, jedzie.
Pociąg szybko nadjechał, więc weszli do gorącego wagonu. Był prawie pusty, więc mogli swobodnie rozmawiać.
- To jest zajebisty pomysł!- zauważyła Brook i oparła głowę o szybę.- Tyle że, jutro już nie mamy pieniędzy.
Wszyscy uśmiechnęli się do siebie i wybuchnęli śmiechem.
- Pożyczę od mamy, a jutro pójdziemy kraść.- powiedział rozbawiony.
- Ja tym razem nie idę do monopolowego...- powiedziała Brook i przymknęła oczy.
- No to ja pójdę, a ty  weźmiesz i pójdziesz do muzyka.- odezwał się Slash, patrząc na nią z boku.
Już więcej się nie odzywali, aż do końca drogi. Wysiedli w samym środku Sunset Strip. Dziewczyna przywarła do boku mulata i ku jego zdziwieniu przytuliła się do niego. Czuł pod kurtką jej drgające ciało.
- Rainbow?- spytał Duff.- Adler pewnie znowu atakuje kible...
Pokiwali głowami i poszli wzdłuż ulicy, mijając różnych ludzi. Wszędzie było głośno, z każdego klubu dochodziły dźwięki muzyki. Ulica tętniła życiem w sposób nie wyobrażalnie piękny.W końcu minęli próg speluny i weszli do ciemnego pomieszczenia. Ryki gitar, zapach alkoholu i unoszący się wszędzie dym sprawił, że Brook już po chwili nie mogła oddychać.Czuła silną rękę Slasha na jej talii, więc czuła się bezpieczniej. Usiedli przy barze, przeciskając się przez tłum. Saul nie usiadł, tylko stanął za swoją przyjaciółką, obserwując jej zachowanie. 
- Cześć Joe...-jęknął Duff opadając na stołek.- Widziałeś Adlera?
Otyły barman,wycierający kufle piwa pokręcił przecząco głową.
- Ma zakaz wstępu, robił rozpierduchę razem z jakimś rudym debilem...- gdy wypowiedział te słowa, cała trójka wybuchnęła śmiechem, patrząc po sobie.- Ale pewnie siedzi w Troubadour'e, bo tam dziś jakiś koncert.
Duff pokiwał głową i kazał im iść za sobą.Wyszli z baru, na ulicę.
- Pójdziemy z buta...-powiedział.- To jakieś dziesięć minut stąd.
Ten klub wydawał się większy, a muzyka dochodząca z wnętrza świadczyła o tym, że jest tam teraz niezła impreza. Weszli do budynku, mijając ochroniarzy. Brook zamarła, zaciskając dłoń na przegubie Slasha. Wszędzie ludzie. Powietrze było parne i śmierdzące. NA rurach tańczyły dziewczyny, ubrane w skąpe stroje. Przy dwóch ogromnych barach, siedziało mnóstwo mężczyzn, pijących i palących. Mulat pociągnął ją za rękaw i poszedł za Duffem, który już podszedł do barmana.
- Adler jest?-spytał.
Mężczyzna popatrzył na niego z politowaniem.
- Uwierz mi, Duff...nic się nie zmienił przez ten rok.- pokazał palcem na drzwi od toalet. Trójka poszła w ich stronę i gdy tylko blondyn je otworzył, wyleciał przez nie rudy mężczyzna, wpadając na przerażoną Brook.
- Kurwa...-jęknął i potarł czoło, odwracając się w stronę dziewczyny. W jednej chwili przestał się ruszać tylko patrzył w jej oczy, co raz bardziej zauroczony.- P-przepraszam...
Wtedy dało się usłyszeć tylko krzyk.
- MCKAGAN!-Steven rzucił się w jego stronę,a ten nie zorientowawszy się runął na ziemie, ciągnąc za sobą rudego chłopaka. Cała dwójka leżała na ziemi i śmiała się, oprócz niego. Wstał niepewnie i znowu popatrzył się w stronę brunetki. Ona próbowała odwrócić wzrok, bo jego spojrzenie było zbyt nachalne.
Slash także je zauważył, więc jego ręka mocniej zacisnęła się na jej talii.
- Slash!- tym razem na niego rzucił się Adler.- I Brooky, młoda!
Uściskali się, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- No, poznajcie Axla...- odwrócił się i przedstawił im chłopaka. Podał dłoń Duffowi, potem Slashowi i na końcu Brook, uśmiechając się delikatnie. Usiedli na kanapach i zaczęli rozmawiać. Ten cały Axl, był dla mulata i dziewczyny dziwny.Powodem było ty, że oboje czuli się zagrożeni jego obecnością. Mężczyzna cały czas kątem oka obserwował ją, co powodowało zazdrość Slasha,a ona jego intensywnym wzrokiem skierowanym na jej zakryte materiałem bluzki z logiem Sex Pistols, piersi. Dali sobie jednak spokój, gdy na stół wjechała pierwsza kolejka wódki.