czwartek, 21 marca 2013

Prolog "Chicago"

Mamy prolog, do "Chicago" 
Następnie wstawię rozdział do " Lafayette"
Tak więc miłego czytania i proszę o szczere komentarze nawet osób które kont nie mają!
Naprawdę, to bardzo ważne :*




Jezioro Michigan mieściło się po za centrum tłocznego Chicago, które o tej porze, było naprawdę piękne. Na horyzoncie, zachodziło słońce rzucając fioletowo-różowy cień na pobliskie szare i brudne budynki.„Windy City”, bo tak mieszkańcy metropolii nazywali swój dom, był teraz szczególnie piękny. Ulice, chodź tak blisko siebie wydawały się żyć własnym życiem. Każda dzielnica, była zupełnie innym światem. Tutaj każdy miał swoje poranki, swoje południa. Zachody słońca, też były tutaj wspólne. Ludzie przechodzący koło brzegu jeziora Michigan, zatrzymywali się by popatrzyć na wielką, pomarańczową kulę zachodzącą za odległym horyzontem. To właśnie, miejsce było dla mieszkańców tak ważne. To wieczory, stanowiły ich codzienny rytuał. Tak było także w przypadku, osiemnastoletniej Brook Logan. Chuda, wysoka brunetka siedziała na pomoście patrząc się w spokojną taflę wody. W głowie, słyszała dźwięki cudownego Still Loving you, piosenki której słowa znała na pamięć. Tak bardzo kojarzyła jej się z czasami dzieciństwa. Kiedy wszystko było takie łatwe. Gdzie wszystko było piękne. Dziewczyna siedziała z podkurczonymi pod brodę nogami, cały czas myśląc. 

- Dlaczego zawsze muszę cię tu spotykać, Brook?- usłyszała szept. Jego szept. To ten sam głos, który słyszy prawie codziennie. Od dwudziestu lat. Głos, mężczyzny którego kocha jak brata. Głos, człowieka za którego oddała by życie. Odwróciła się gwałtownie i zderzyła się spojrzeniem z jego twarzą. Usiadł koło niej, siadając w takiej samej pozycji. Dziewczyna, popatrzyła na niego z boku. Ten cwaniacki uśmiech, długie, brązowe loki opadające na twarz i wreszcie oczy. Oczy w których widziała swoje i jego dzieciństwo. W których mogła by tonąć każdego dnia. Bez przerwy.
- Zbieg okoliczności, Slash...-odpowiedziała dziewczyna, wpatrując się w dal. Chłopak, usiadł w takiej samej pozycji jak ona i popatrzył na nią z boku. Tak bardzo lubił na nią patrzeć. Przyciągała jego spojrzenia jak magnez. Uwielbiał lustrować ją swoim wzrokiem. Była dla niego najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Nigdy się nie zmieniała. Ciągle ta sama.
- Pięknie, prawda?- szepnął, nie odrywając od niej wzroku.
Pokiwała głową i uśmiechnęła się przymykając oczy. Znowu na nią patrzył. Po raz kolejny nie mógł oderwać od niej wzroku. Tak bardzo irytowało go to, że łatwo się poddaje.Od tylu lat, nie walczył o nią. Zupełnie odpuścił. Gdzie on, Saul z taką dziewczyną? Zakochał się w własnej przyjaciółce...czy to nie idiotyczne?
- A gdzie Duff? - spytał, po długim milczeniu. Drgnęła na dźwięk jego głosu i odwróciła wzrok.
- Nie mam pojęcia..- odpowiedziała cicho. Wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i rzucił je jej na kolana. Wyciągnęła papierosa i zapaliła go.
- To..masz..gdzie spać?- spytał cicho. Odrzuciła mu paczkę. Sam zapalił i przysiadł się bliżej niej.
- Nie mam, ale mam to w dupie..- odpowiedziała. Słońce zaszło zupełnie, zza horyzont zostawiając na niebie fioletowo- różowe pasy.
- Mamy nie ma..więc jeśli chcesz...- powiedział, ale mu przerwała marszcząc brwi.
- Nie będę ci siedzieć na głowie, już i tak twoja mama się dla nas poświęca...
Wrzucił wypalonego papierosa do wody i pokręcił głową.
- Brooke, przestań...- żachnął się.- Dobrze wiesz, że moja mama kocha was tak samo jak mnie..albo..nawet i bardziej..jesteście dziećmi jej przyjaciółki..
Popatrzyła na niego i po chwili uśmiechnęła się.
- Dobra...już mnie nie wkurwiaj..ale jutro już nie będę spać!- powiedziała i uderzyła go pięścią w ramię. Uśmiechnął się i wypuścił powietrze z ust.
- Idziemy się przejść? - odezwała się po długim milczeniu, patrząc na niego pytająco.
- Do babci miałem iść...-uśmiechnął się porozumiewawczo i uniósł brwi.
Dziewczyna zaśmiała się i oparła się plecami o balustradę pomostu. 
- I co znowu zajebiesz jej trawę?- cały czas się uśmiechając, zmieniła miejsce. Usiadła obok chłopaka i położyła mu głowę na ramieniu. On spuścił głowę i patrzył na nią z góry, wdychając jej słodki zapach. Na jej dotyk drgnął, ale jego lewa ręka powędrowała na jej udo, zakryte czarnymi spodniami.
- Sama mi da...nie moja wina, że trzyma to w chacie nawet nie wiedząc co to jest...- powiedział. Brooke, milczała patrząc z boku na spokojną taflę wody.
Myślała, o tym jak dobrze czuje się w jego obecności. Zupełnie inaczej gdy Duff jest obok. Gdy jest z nim sam na sam, jest zupełnie inna. Priorytety zmieniają się, kiedy Slash jest obok. Wtedy najważniejszą rzeczą jest jego obecność. 
- Brooky?- szepnął w jej włosy.
- Nie mów do mnie Brooky...- szepnęła.
- Ty cały czas mówisz do mnie Saul..nawet babcia już nie odzwyczaiła...jestem Slash..
- Kiedy wrócimy do domu?- chłopak usłyszał jej szept.
Popatrzył na nią z góry i przetworzył jej słowa z głowie. 
- Do Los Angeles?
- Tak...- odpowiedziała. 
Westchnął głęboko i przejechał opuszkami palców po jej udzie.
- Wszystko zależy od mamy...do końca umowy zostało jej trzy miesiące...
- Nie chcę tu już być, Slash...chcę wrócić..do domu..-ostatnie słowo wypowiedziała zupełnym szeptem. 
- Wiem..ja też...tęsknie za nim...- powiedział.
- Za Stevenem?
- Tak i za wszystkim...za tym miastem, za domem, za ulicami..za bmx'em... za gitarą..za tym wszystkim co tam zostawiłem..
- Ja też...tyle , że ja wszystko to zostawiłam w Seattle...Los Angeles jeszcze nie zastąpił mi domu..wiesz..za krótko tam mieszkałam...
- Jak wrócimy na pewno jakoś..jakoś..sobie poradzisz...-powiedział.
- Gdyby tylko Duff chciał, żebym była blisko niego..ale on..on..odpycha mnie od siebie..po śmierci mamy...naprawdę się zmienił, prawda?
- Ciebie też to zmieniło, Brooke...
- Tak, ale nie tak bardzo...zobacz ja nawet nie wiem gdzie on teraz jest...nic mi nie mówi i chyba nawet nie chce żebym cokolwiek wiedziała...
- A myślisz , że mi coś mówi? Łazi po jakiś melinach...nawet nie ze mną...jak już chce coś wciągnąć, to idzie sam...
- Może to przez przeprowadzkę tutaj? Przez te dwa miesiące które tam mieszkaliśmy, znalazł sobie dziewczynę i potem musiał z nią zerwać bo jechaliśmy tutaj z twoją mamą...może to właśnie to go boli...
- Nie wiem, nigdy mi nie mówił co mu jest.- odpowiedział.
Brooke podniosła się z jego ramienia i popatrzyła na niego.
- Pogadasz z mamą?- spytała.
- Lepiej będzie jak w trójkę o zrobimy...ciebie posłucha  na pewno -powiedział.
W końcu dziewczyna wstała i podała mu rękę.
- Chodź...idziemy...-Slash chwycił jej dłoń i poszli wzdłuż pomostu zmierzając ku asfaltowych alejek, otoczonych wysokimi budynkami
Szli w milczeniu, blisko siebie. Niebo było już całkowicie ciemne, ozdobione migoczącymi gwiazdami. W końcu gdy minęli pierwsze wieżowce, doszli do małej szarek kamienicy.Weszli po schodach i minęli próg małego mieszkanka.
- Slash? To ty?- usłyszeli głos z drugiego pokoju. Chłopak szybko wyminął Brooke i wszedł do salonu. Na kanapie leżała jego mama, z dłonią przy czole.
- Mamo? Co się stało?- podszedł do kobiety i ukląkł przed nią.
- Serce...- westchnęła kobieta. Brooke powoli weszła do pokoju i przysiadła obok nich.
- Brooky, kochanie...podałabyś mi leki? Są w kuchni...wiesz gdzie..- dziewczyna pokiwała głową i w jednej sekundzie wstała. Wzięła z półki pudełeczko i wróciła, podając je kobiecie. Szybko połknęła je i przymknęła oczy.
Slash spojrzał na dziewczynę i z powrotem na swoją mamę. Powoli wstał, pogłaskał kobietę po dłoni i pociągnął ją w stronę drzwi.
- Słuchajcie..-zaczęła mówić, gdy już byli w przejściu.- Duff wrócił...śpi w twoim pokoju, Brooke...Był kompletnie pijany...
Wymieniła spojrzenie ze swoim przyjacielem i szybko wyminęła go. Podeszła do swojego pokoju i cicho otworzyła drzwi. W ciemnym pomieszczeniu dało się tylko zobaczyć duże łóżko, stojące pod oknem a na nim prawie nieprzytomnego Duffa. Zrobiła parę kroków i usiadła na rogu łóżka. Dotknęła dłonią jego włosów i przeczesała je delikatnie. Otworzył oczy i wziął głęboki oddech.
- P-połóż się..t-tu...-udało jej się usłyszeć. Natychmiast wstała i ściągnęła buty i jego dżinsową kurtkę którą miała na sobie. Weszła do łóżka i przykryła ich kołdrą. Podniósł rękę i pozwolił by położyła głowę na jego ramieniu.
- Potrzebuję cię, Duff...wiem , że mało teraz rozumiesz..ale...ale...nie zostawiaj mnie nigdy..-szepnęła, zaciskając mocno oczy. Poczuła na czole jego alkoholowy oddech. 
- N-nie mam..z-zamiaru, siostrzyczko...- ostatnie słowo ledwo co wypowiedział, ale jednak zdołał powiedzieć je tak, że zrozumiała.- P-przepraszam..
Nic już nie odpowiedziała, tylko wtuliła twarz w jego ramię, czując że ogarnia ją sen.
W tym samym czasie, Slash i jego mama rozmawiali w salonie.
- Saul...zwolniłam się z pracy...-powiedziała, nerwowo czekając na jego reakcję.
- Z-zwolniłaś?- usiadł na fotelu, na przeciwko niej.
- Tak, wracamy do Los Angeles...- oznajmiła. Chłopak uśmiechnął się nie pewnie i opadł na oparcie. 
- To..to zajebiście..-udało mu się wydusić.- Idę..idę powiedzieć Brooke.. 
Nie czekając na reakcję matki szybko wstał i poszedł w stronę jej pokoju. Drzwi były uchylone, więc zajrzał za nie powoli odsuwając drzwi. Leżała na łóżku, wtulona w swojego brata. Wszedł powoli i przystanął nad nimi, bacznie im się przyglądając. Mimo tego, że kochał ich obydwu..bo przecież znali się od tylu lat...nie mógł teraz wybaczyć sobie tego, że to właśnie do swojego brata się teraz przytula, a nie do niego. To jego marzeniem, było by ja mieć. By móc ją dotykać. By móc ją posiąść, tak by była tylko jego. Dlaczego myślał o niej w ten sposób? Przecież on jest jej bratem, do kurwy nędzy. Wie, jak bardzo Brooke cierpi, z powodu złego stanu Duffa. A jednak stale myśli o niej w ten sposób. Jest zwyczajnie zazdrosny. Jak mały dzieciak. Dotknął opuszkami palców jej odkrytego ramienia. Drugą ręką nakrył ją cienką kołdrą i ostatni raz na nich spojrzał. Odwrócił sie na pięcie  wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Zerknął do salonu i poszedł do siebie. Otworzył na oścież okno, by wpadło tu trochę ciepłego, nocnego powietrza. Zapalił papierosa i usiadł na parapecie z gitarą. Jego nogi zwisały swobodnie za oknem. Zaczął delikatnie szarpać struny, odtwarzając pierwsze dźwięki Going to California, Led Zeppelinów. Zachwycał się wydobywającymi się ze strun  dźwiękami. Myślał o niej.