środa, 17 lipca 2013

7. Love was such an easy game to play.

To najbardziej beznadziejny rozdział jaki w zyciu napisałam. Oj, posypią się hejty. W każdym razie ostatni rozdział był tu 30 maja...jak ten czas leci.
Brak weny i chęci, ale teraz już wszystko wróciło więc pewnie będę was bombardować rozdziałami. Przepraszam za błędy i proszę o szczere komentarze.




Jamie zmrużyła oczy, by przyjrzeć się z bliska budynkowi do którego zaraz miała wejść, razem ze swoim przyjacielem.Ścisnęła dłoń na jego przedramieniu i wzięła głęboki oddech.Dom był kompletną ruiną.Jego ściany przypominały o wydarzeniach zza czasów wojny secesyjnej, okna z powybijanymi szybami i zupełnie zapuszczony, mały ogród wydawał się dopiero początkiem tego, co zaraz miała zobaczyć.Słońce już dawno zaszło za horyzontem wysokich wzgórz, Los Angeles powodując że liczne latarnie już zaczynały świecić swoim zduszonym blaskiem. Głośna muzyka dudniąca ze środka, oznaczała to, że tam już dawno trwa tak długo oczekiwana przez Jeffa impreza.To dziś ma poznać, tych z którymi może założy zespół. Z tymi, z którymi być może stworzy coś niesamowitego.


- No to co, wchodzimy?- odezwał się, nie patrząc w jej stronę.

Włożyła nerwowo kosmyk włosów za ucho i pokiwała głową. Ruszyli powoli w stronę wejścia, które było otwarte na oścież.Bez żadnych ceregieli Isbell pociągnął ją do środka.

-No kurwa, nareszcie!-ktoś rzucił się w ich stronę.Oboje spojrzeli na mężczyznę, który upadł przed nimi, potykając się o własne nogi.Nie było wątpliwości, że to Steven.Oboje nie znali go dobrze, ale już zdążyli się domyśleć jakim typem człowieka, jest szalony blondyn.- Ile my mamy na was cz-czekać...powoli wszystko s-się kończy...

Wstał, otrzepując sobie kolana.Zmierzył wzrokiem zmieszaną Jamie i przytulił ją mocno, po czym podał rękę Jeffowi.

- Nie będę was oprowadzać, bo nie ma po czym...ale chodźcie do kuchni...przedstawię was w końcu reszcie...- nie czekając na nich, ruszył przed siebie.

Oboje wymienili spojrzenia, ale poszli na blondynem mijając przy tym z dwadzieścia stojących, pijanych ludzi.Steven otworzył drzwi i ich oczom ukazało się małe, brudne pomieszczenia na którego środku stały dwie szafki i lodówka.Pod oknem, znajdował się stół przy którym siedziało kilka osób.

- Panie i panowie, o to długo oczekiwani państwo Isbelowie...- krzyknął i wszyscy spojrzeli w ich stronę. Jamie poczuła na swoich policzkach ogniste rumieńce i spojrzała na nich, z delikatnym uśmiechem. Siedziały z nimi dwie dziewczyny, jedna z nich siedziała na kolanach wysokiego blondyna, obejmując jego szyją rękami, a druga, brunetka siedziała obok dziwnego mulata, pijąc coś ze szklanki. Obok nich siedział rudzielec, którego znała.


- Witamy...-odezwał się rudy i wstał z miejsca. Podał rękę Jeffowi i objął delikatnie Jamie. Odwrócił się w stronę reszty i pokazał na nich.


- Wstalibyście, kurwa...-warknął i rzucił im dziwne spojrzenie.Wtedy z miejsca wstał blondyn, biorąc za rękę dziewczynę która siedziała na jego kolanach.


- Duff...-zamruczał i spojrzał na Jamie, znad okularów, podając jej rękę.Po jej ciele przeszedł dreszcz.- A to moja dziewczyna, Mandy...

Blondynka uśmiechnęła się do niej ciepło i objęła ją ramionami.

- Jamie...-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.


- To ty jesteś ten zajebisty rytmiczny?- odezwał się głośniej i przytulił Jeffa, klepiąc go po plecach.

Parsknął śmiechem i odwzajemnił uścisk.

- No niby tak...- podał rękę dziewczynie, ale ta podniosła się na palcach i pocałowała go w policzek, przytrzymując usta długo na jego skórze.Jamie przyjrzała się temu i szybko odwróciła wzrok. Podszedł do niej mulat, odgarniając z twarzy, ogromne, brązowe loki.


- Jestem Slash...-powiedział dość cicho i podał jej rękę.Uśmiechnęła sie i zauważyła, że spojrzał jej głęboko w oczy, po czym zamrugał parokrotnie i podszedł do Jeffa.


- Mam konkurencję...-usłyszała głos przy swoim uchu. Podskoczyła i odwróciła sie gwałtownie. Stała za nią ta dziewczyna, która nie dawno siedziała obok mulata.

Odwróciła sie i zobaczyła chyba najładniejszą dziewczynę jaką widziała w życiu. Ciemna karnacja, duże usta, brązowe oczy i długie, falowane włosy. Brunetka uśmiechnęła się do niej mrużąc oczy i przytuliła ją mocno.

- Jestem Brook.- powiedziała.- A ty?


- J-jamie...-odparła cicho i spojrzała w dół na jej długie nogi.

Zobaczyła to i uśmiechnęła się pod nosem, oddalając się w stronę Jeffa. Jego też przytuliła. Gdy ją zobaczył, aż przełknął ślinę. Jamie poczuła się dziwnie. Poczuła dziwną odrazę do samej siebie. Ta dziewczyna wyglądała nieziemsko. Była piękna i zgrabna. A ona? Co ona miała powiedzieć?

- No to siadajcie i pijcie z nami...- powiedział Duff i pokazał im wolne miejsca przy stoliku.Jeff usiadł zupełnie po drugiej stronie stołu, obok Brook oczywiście i Axla który cały czas patrzył w jej stronę. 

Obok Jamie usiadł Slash, zerkając w jej stronę co chwilę.Wszyscy zajęli się rozmową, tylko oni cały czas milczeli.

- Cześć, Jamie...-usłyszała w końcu jego głos. Odwróciła się w stronę mulata i uśmiechnęła delikatnie.


- Cześć...-szukała w głowie jego ksywki,ale nie mogła sobie przypomnieć.


- Slash...-odparł, śmiejąc się pod nosem.- Tak naprawdę Saul, ale nikt już tak nie mówi...nawet ja nie pamiętam że się tak nazywam...

Pokiwała głową i nie przestała się uśmiechać. Zerknął na nią i odgarnął sobie włosy z twarzy.

- Skąd jesteś?- spytał.


- Z Indiany...razem z nim...- wskazała głową na zajętego rozmową z Duffem, Jeffa.

Podążył wzrokiem i znowu popatrzył na nią.

- Ile już jesteście razem?- spytał i wziął łyka jakiegoś trunku z małej szklanki. 

Otworzyła szerzej oczy i zaśmiała się sama do siebie.

- Nie jesteśmy razem...- odparła. Gdy to usłyszał zakrztusił się alkoholem i zakaszlał pare razy.


- Co?- spytał zdziwiony.- Przecież...ee...

Pokręciła przecząco głową i podparła podbródek o wierzch dłoni.

- Znamy się od dziecka, teraz razem mieszkamy, śpimy w jednym łóżku...ale nie jesteśmy razem.- wytłumaczyła i zobaczyła, że patrzy na nią dziwnie.


- Kurwa, to chore.- powiedział cicho, ale szybko spojrzał w stronę Brook i spoważniał.- Z resztą, co ja tam mogę wiedzieć...

I zamilkł, patrząc w stół. Brunetka popatrzyła na resztę, wciąż myśląc o reakcji nowego poznanego chłopaka. Przecież ma racje. To chore. Oboje teraz przestali rozmawiać, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. 
Po długim czasie Jeff spojrzał na Jamie, ale już po chwili wszyscy popatrzyli na drzwi, bo zjawił się w nich mężczyzna. Wysoki, chudy, którego włosy były jeszcze dłuższe niż jej. Wszyscy zamilkli i czekali jakąś reakcję. Pierwsza zareagowała Brook, która gwałtownie wstała i podbiegła w jego kierunku, rzucając mu się na szyję. I wtedy Jamie zobaczyła, jak Slash spuszcza głowę i mocno zaciska szczękę. 

- Brooky...maleńka...- powiedział jej do ucha i wpił się w jej usta, wtapiając w nie język. 


- Baz, weź ją i wypierdalaj...nie mam zamiaru patrzeć jak się liżecie...- podniósł głos Duff i zasłonił oczy Mandy.


- Daj im spokój...- jęknęła i popatrzyła w ich stronę.- Sebastian, jakbyś spotkał Scottiego to powiedz że dziś babcia ma urodziny i ma isc do niej, złożyć życzenia...

Nawet nie słuchał. Jamie chciała sie spytać o co w tej całej sytuacji chodzi, Slashowi ale ten patrzył na swoje dłonie, nerwowo skubiąc wargę.Domyśliła się, że coś jest nie tak ale nie chciała drążyć tematu. Kiedy całująca się para zniknęła za drzwiami, zaczęła przysłuchiwać sie rozmowom innych. Gdy minęło już kilka godzin, nagle poczuła się senna.Alkohol zaczął krążyć w jej organiźmie, powodując że co raz bardziej była zła na Jeffa, za to że ją ignoruje. Za to, że nie zamienił z nią ani słowa, tego wieczoru.

- Jamie...wiem, że to głupie...ale...nie chciałabyś się ze mną przejść?- usłyszała nad swoim uchem szept.

Odwróciła się w stronę Slasha i uśmiechnęła do niego delikatnie.

- Nie mam nic przeciwko...ale ja jeszcze nie znam Los Angeles...- odparła i wzruszyła ramionami.


- To nie szkodzi, ja mogę ci wszystko pokazać...- szepnął, chyba tak by nikt nie słyszał.

Dziewczyne przeszedł dreszcz. Dziwny, ciepły dreszcz. Gdyby była rzeźwa, na pewno by się nie zgodziła, ale teraz po prostu musiała. Chciała go poznać, wydawał jej się nieziemsko ciekawy. 

- N-no...to jestem twoja.- uśmiechnęła się wstając. 


- Moja?- zaśmiał się i pociągnął ją za rękę. Nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi. Wyszli z kuchni, zamykając za sobą drzwi.W salonie było już pusta, bo wszyscy musieli już wyjść. Dało się słyszeć tylko pojękiwania Brook, z  sypialni. 


- Wiesz, w sumie...jeśli chcesz...to możemy zostać tutaj...a troche miasta pokaże ci jutro, co?- spytał nieśmiało. 

Pokiwałam głową i usiadłam obok niego na kanapie.