piątek, 10 maja 2013

5. Take me to your sunny side of love.

No to zapraszam na piąty rozdział. Błagam o komentarze, naprawdę. Potrzebuję wsparcia.
Ta część jest dość nudna,ale właśnie tak ma być. Tych anonimowych, też proszę o zdanie.
Naprawdę, to nie trudne.



Szli ulicami dusznego Los Angeles, bardzo blisko siebie. Wieczorne powietrze było wprost gorące. Słońce zachodziło za horyzontem wysokich wzgórz, powodując że na ulicach było już prawie ciemno. 
Oboje byli brudni, spoceni i zmęczeni, ale jednak szczęśliwi.Naprawdę tu byli. Spełniło się ich marzenie, chodzili po tych zatłoczonych ulicach, oddychali tym miastem. Jeff niósł swoją torbę na plecach, w ręce trzymając walizkę Jamie, która ciągnęła się za nim na kółkach. Ona szła obok niego skupiona, obracając w ręku mapę. Pomimo tego, że błądzili po tej ogromnej metropolii czuła się bezpiecznie.Przecież nic z nim jej się nie stanie, pomoże jej.
- Jamie, szukaj szybciej tej pierdolonej ulicy...-jęknął chłopak, przystając na chwilę. Wyprostował plecy i rozejrzał się chwilę po ulicy i zatrzymał wzrok na idących po drugiej stronie dziewczynach. Także rzuciły mu krótkie spojrzenie i poszły dalej. Uśmiechnął się pod nosem i zupełnie przypadkiem spojrzał na Jamie. Patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. 
- No co?- spytał, ale nie odpowiedziała tylko spuściła głowę tak, że włosy opadły jej na twarz.Zdziwiło go jej zachowanie, ale nie drążył tematu. Odwrócił się ostatni raz za nimi i poszli dalej mijając co raz bardziej dziwne ulice, miasta aniołów.Szli długo, gdy w końcu zapadł zmrok. Jamie zaczęła się bać. Obok nich przechodzili dziwni ludzie, ćpuny, dziwki...nigdy nie widziała takiego skupiska tak różnych osób, o zupełnie innych obyczajach, kulturach. Lafayette było inne, to mogła stwierdzić. Nagle minął jej jakiś szyld. Popatrzyła w jego stronę i zmrużyła oczy.
- Jeff, patrz...-zatrzymała chłopaka.- Skręt na Melrose Ave...
Zatrzymał się i w oddali zobaczył biały, budynek.
- Kurwa...-jęknął.- Jamie, to tutaj...
Wskazał jej palcem na dom i wybuchnął śmiechem.
- Kurwa!-wrzasnął.- To naprawdę kurwa tu...
Rzucił walizki i podbiegł do dziewczyny, przytulając ją mocno. Była lekka, więc podniósł ją do góry, obracając się.
- Jeff, uspokój się.- jęknęła, czując uśmiech na swojej twarzy.-Może najpierw się upewnijmy.
Postawił ją na ziemi i znowu chwycił walizki, potykając się o własne nogi. Biegł przez ulicę, nawet na nią nie czekając. Wszedł do ciemnej klatki i skierował się schodami, do mieszkania dozorcy. Zapukał i odsunął sie na bok, czując co raz większe podniecenie. Jamie także za nim poszła i stanęła za nim, chwytając go za skrawek bluzki. Drzwi powoli otworzyły się i głowę wysunęła krucha staruszka.
- T-tak?- spytała, rzucając im przerażone spojrzenie.
- Dzień dobry...-zaczął Jeff.- Miesiąc temu, dzwoniłem do pani męża w sprawie wynajęcia mieszkania...
no i ...-spojrzał na Jamie.- Jesteśmy.
Zmierzyła ich spojrzeniem i otworzyła szerzej drzwi.
- Nieaktualne...-mruknęła. Oboje zamarli. 
- Jak to kurwa nie aktualne?
- Nie przeklinaj, młody człowieku...-obruszyła się.- No przecież chyba mówię, za tyle ile chciałeś nie aktualne.
- A za ile aktualne?- spytała nagle Jamie.
Kobieta wyraźnie kalkulowała coś w myślach. Szczęka Jeffa niebezpiecznie drgała, więc ręka dziewczyny powędrowała do jego dłoni. Wplotła w nią palce i mocno ścisnęła. Pomimo powagi sytuacji, chłopak poczuł dziwne ukłucie w brzuchu. 
- Nie wiem...mąż mówi, że...-zaczęła mówić, ale jej przerwała.
- Dwieście dolców to za mało, tak?
Przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Dwieście pięćdziesiąt i będę pani codziennie robiła zakupy...-powiedziała, a Jeff popatrzył na nią z boku z trudem powstrzymując śmiech.
Wahała się, to było widać.
- No wiecie...-jęknęła.
- No proszę pani...-jęknęła błagalnie Jamie.- Jedziemy tu aż z Indiany...
Popatrzyła za nią zdziwiona i odwróciła się za siebie nerwowo.
- A w mieszkaniu też mi posprzątasz?-powiedziała z ironią i ściągnęła z wieszaka kluczę. Wyszła z domu, ciapiąc nogami.- Chodźcie za mną...
Gdy się odwróciła, oni popatrzyli na siebie z wyszczerzami na twarzach. O dziwo, wcale nie puścili swoich dłoni. 
Szli a kobietą po schodach, przepychając się bezgłośnie.
- Mój mąż chciał wam dać trzysta pięćdziesiąt, ale...ale...-bardzo się zdyszała, więc żeby ją udobruchać Jeff chwycił ją pod rękę. Doszli w końcu do mieszkania i przystanęli pod starymi drzwiami.
- Ale widzę, że dobre z was dzieci.. mam nadzieje , że nie uciekliście...-spojrzała na nich spod okularów połówek.- Nie mam zamiaru mieć na głowie policji...
Jamie przełknęła ślinę i poczuła, że chłopak mocniej ścisnął jej rękę. Staruszka zobaczyła to i uśmiechnęła się znacząco.
- Ah, rozumiem...-westchneła.- Miłość...
Oboje w jednej chwili spojrzeli się na siebie i odsunęli się, puszczając dłonie.
- Kochajcie się póki możecie, potem jest już za późno...- odkluczyła zamek i przepuściła ich w przejściu.
Ich oczom ukazał się mały salon, na którego środku stały dwie czarne kanapy. Ściany były szare, jakby brudne.
- Tu macie duży pokój...tam jest sypialnia...a tam łazienka...-wskazywała palcem.- Płacicie za czynsz co miesiąc, żadnych spóźnień!
- Oczywiście...-powiedział Jeff.- 
Mrugnął do Jamie, zapominając o wcześniejszej sytuacji. Uśmiechnęła się słabo i popatrzyła w stronę sypialni.Gdy kobieta pokazywała mu jak podniosić rolety, podszedł do dziewczyny i objął ją od tyłu, opierając podbródek o jej ramię.
- Będę spał na kanapie, jeśli nie chcesz...ze mną...-szepnął.
- Nie, chcę z tobą...-odpowiedziała szybko.- Tyle że...
- Tyle że co...- powiedział, ale przerwała mu staruszka.
- No, to tyle...jutro z rana przyjdźcie do mnie, to spiszemy umowę...- mówiła, idąc do drzwi.- Tylko grzecznie mi tutaj...
- Dobrze, dziękujemy...-zamknął za nią drzwi i odwrócił się, rozglądając się po domu.
Dla niego, był wprost idealny. Taki jaki zawsze chciał mieć.W głowie jednak myślał zupełnie inaczej. Cieszył się, że jest tam właśnie z nią. Wiedział, że o niego zadba. Że przy nim będzie i zawsze go wesprze bo taka już była jego Jamie Sullivan. Gdy zorientował się, że dziewczyny nie ma w jego pobliżu, zaczął jej szukać. Przeszedł do sypialni i zamarł na widok dużych, balkonowych drzwi.Wyszedł przez nie i rozejrzał się, z szeroko otwartymi oczami.
- J-ja pierdole...-jęknął i oparł ręce o barierkę. Chłonął oczami widok, który był przed nim. Całe Sunset Strip było w zasięgu wzroku. Widział szyldy Troubadour'u, Rainbow, Roxi, Whisky a Go Go. Czuł, że wreszcie jest tam gdzie powinien.
- Ojciec będzie mnie szukał...-usłyszał za sobą jej głos.- Nie spocznie, póki nie wrócę do domu...
Odwrócił się w jej stronę i mrużył oczy.
- Jamie...-szepnął.- Nic ci się nie stanie...
Płakała. Podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- B-bardzo się b-boję...-mówiła przez łzy.Nic nie mówił, tylko głaskał ją po plecach czekając aż się wypłacze. Często widział gdy to robiła. Prawie każdej nocy, gdy przychodziła do niego musiał ją uspokajać. Już wiedział, że jej słowa nie pomagają.- My tu nie przeżyjemy, Jeff...
- Co ty pieprzysz?- zmarszczył brwi i przesunął dłonie, na jej kark.
- A co chcesz niby robić?-spytała.- Umiesz tylko grać na gitarze...
Te słowa go zabolały. Zamilkł i odwrócił głowę. Jamie zrozumiała, że nie powinna tak mówić.
- Przepraszam...ale po prostu się martwię.-zmuszała go do spojrzenia na nią, ale poczuł się urażony, pomimo tego że wiedział, iż nie chciała.
- Nie ważne...- mruknął pod nosem i puścił ją, odwracając się plecami.Jamie wzięła głęboki oddech i przystanęła obok niego. Oboje patrzyli się w dal, myśląc.
- Może...-po długim milczeniu w końcu się odezwał.- Chodźmy już na miasto, co?
Spojrzał na nią z boku.Pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Pójdę się przebrać...idziesz też?- spytała. 
- Tak...- poszli razem do łazienki, wyciągając z walizki ubrania. Dziś chciała poczuć się inaczej niż zawsze. A przede wszystkim, zobaczyć jego reakcję. Stanęli po obu stronach pomieszczenia i zaczęli ściągać ubrania. Jeff udawał, że nie patrzy. Tak na prawdę aż piekły go oczy. Ściągnęła swoją bluzkę, podnosząc ręce do góry.Miała idealne ciało, takie które zawsze mu się podobało. Gdy odgarnęła włosy do tyłu, zobaczyła kątem oka że się na nią patrzy. 
- Jeff...błagam cię...-jęknęła, zsuwając z bioder szorty. 
Zaśmiał się i popatrzył na nią, gdy w samej bieliźnie podeszła do lustra. 
- Gdybym...-zaczął mówić.
- Gdybyś co?- spytała, rozbawiona sytuacją.
Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się.
- Wiesz...-szepnął i sam rozebrał się. Wziął szybki prysznic, podczas gdy ona przebrała się w krótką, czarną sukienkę idealnie przylegającą do ciała. Rozpuściła długie włosy z koka, więc pozostały falowane na jej plecach. Pomalowała rzęsy i nałożyła puder, na kości policzkowe. Gdy chłopak odsunął kabinę i zobaczył dziewczynę, otworzył usta ze zdziwienia.
- W-wyglądasz...-wyszedł i stanął przed nią, nawet nie zasłaniając się ręcznikiem.
Odwróciła się i uśmiechnęła zadziornie.
- No jak?
Zmierzył ją wzrokiem i westchnął.
- Czy ja mam cię do siebie przywiązać sznurkiem?
- Ale dlaczego sznurkiem?- zdziwiła się.- Wystarczy, że mnie chwycisz za rękę.                                          Długo patrzyli sobie w oczy. Nigdy nie mówiła mu takich słów. 
- Dobrze, sama tego chciałaś.- powiedział i założył na siebie świeżą koszulkę.- Dzisiaj cię nie puszczę...jeszcze nie...
- Jeszcze nie?- zaśmiała się i wyszła z łazienki. Gdy zniknęła z jego pola widzenia, natychmiast przestała się uśmiechać i wzięła głęboki oddech. Chyba coś się zmieniło i dobrze wiedziała co.
Przeszła do salonu i wyciągnęła z walizki butelkę Jacka Danielsa. Odkręciła zakrętkę i wzięła kilka łyków, akurat gdy Jeff wyszedł z łazienki. Zdziwił go widok pijącej z butelki, Jamie ale nie mógł zaprzeczyć, że wyglądała seksownie przechylając pełnego Jacka, w krótkiej sukience.Podszedł do niej i wyciągnął go z reki. Przyłożył gwint do ust i sam wypił prawie połowę. 
- Możemy iść...-otarła sobie usta i wrzuciła butelkę do zlewu.Spojrzał na nią z uznaniem i przepuścił ją, by wyszła pierwsza. Zamknął drzwi na klucz i włożył go do kieszeni spodni.Zeszli po ciemnych schodach i wyszli na ciemną ulicę. Szli długo, cały czas rozmawiając.Jeff, patrzył na nią z boku i czuł dziwny rodzaj satysfakcji. Choć w żadnym stopniu, tak kobieta nie była jego...to właśnie tak się czuł.
Doszli do skrzyżowania, które dziwnym trafem było zupełnie puste. Stanęli na pasach i przeszli na czerwonym świetle. Nagle Jamie kątem oka zobaczyła po drugiej stronie drogi, znaną jej postać. Zmrużyła oczy i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stanęła gwałtownie i szturchnęła chłopaka w ramię.
- Will?-krzyknęła. Chłopak odwrócił się i stanął w miejscu.



6 komentarzy:

  1. No w koncu dojechali. Nawet nie wiesz ja mi sie ryj cieszy kiedy oni sie tak zachwuja ze niby nic ale jednak cos.
    to chwytanie za reke
    ta akcja w lazience
    ta pani mowiaca o milosci
    stworzylas tak zajebiste postacie charaktery no po prostu wszystko jest boskie.
    no i czyzby spotkali Tego Rose'a ?:D
    czekam na nastepne z niecierpliwocia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to jest nudny? Wcale nie! Jaram się strasznie tym rozdziałem :D Bo Izzy :D Ta babka niby taka wredna i wgl, a później chyba zmiękła (no tak, ta miłość :P)
    A oni chwytają się za ręce, przytulają, przebierają razem i nic a nic się nie krępują. Na dodatek Jaime wyraźnie kokietuje Jeffa. Przyjaźń? Taa jaaasne :)
    No i pojawił się Rose :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest nudne! Takie scenki z różnymi sytuacjami pomiędzy "przyjaciółmi" są najlepsze! I w dodatku to Izzy :3 i Jamie, którą też uwielbiam :3
    "Chyba coś się zmieniło i dobrze wiedziała co."
    Nie mogę się doczekać dalszych części o Zajebistej Parce xD
    Masz talent, więc pozostaje tylko życzyć powodzenia w pisaniu <33333

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy u mnie :D http://the-flames-burned-out.blogspot.com/2013/05/rozdzia-19.html

    OdpowiedzUsuń
  5. KIEDY NOWY BO JUZ NIE MOGE SIE DOCZEKAC ?!?!:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby spotkali pana Rose? :>
    :)))
    Kurde dojechali są tam razem aahhhh będzie dobrze będzie musi być:)
    Czekam na następne, przepraszam, że dopiero teraz komentuję.

    OdpowiedzUsuń