wtorek, 16 kwietnia 2013
2. And dream,until your dream come true.
Autostrada międzystanowa nr.67, Nebraska
Autostrada ciągnęła się już setki mil, a ciągle nie było widać chociażby kawałka cywilizacji. Wzgórza i kaniony, otaczały drogę ze wszystkich stron a zachodzące słońce powodowało, że krajobraz stawał się co raz piękniejszy. Brooke opierała się o ramię swojego brata, a ciepły wiatr rozwiewał jej włosy we wszystkie strony. Myślała o tym, że znowu wraca do Los Angeles. Metropolii tak pięknej i żywej, nawet jak dla niej.
Spotka się ze Stevenem, tym którego zdążyła tak polubić. Znowu zobaczy te wzgórza, poczuje to niepowtarzalne, gorące powietrze. Znów będzie w domu.
- Brooky...-z zamyślenia wyrwał ją głos z przedniego siedzenia. Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, to fotel obity w skórzane obicie a zaraz po nim, wystającą z niego głowę Slasha. Patrzył się na nią z uśmiechem, obserwując jej ruchy. - Sory , że cię budzę ale za chwile będzie stacja...
- Nie spałam...-odpowiedziała i przetarła oczy, wierzchem dłoni. Przeniosła wzrok na swojego brata, którego głowa było odwrócona. Nie patrzył w ich stronę, był zupełnie zamyślony. Stukał palcami na kolanie jakiś rytm.
- Duff...- powiedziała i spojrzała na niego pytająco.
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę i zamrugał parokrotnie.
- C-co?
- Zaraz stacja...- powiedziała i podniosła się z pozycji prawie leżącej, do siedzącej. Oparła podbródek o oparcie siedzenia, tak blisko niego że jego włosy łaskotały ją po twarzy.
- Ale słodko wyglądaliście...- zauważyła Ola Hudson, zza kierownicy. Uśmiechnęła się do niej i odgarnęła włosy z twarzy.
- Gdzie w ogóle jesteśmy?- spytała.
- Przy zjeździe z Nebraski...chyba będziemy musieli zatrzymać się w jakimś hotelu, bo jestem już zmęczona...- powiedziała i założyła na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Mamo cała nasza trójka, ma prawo jazdy...- jęknął mulat, wyciągając ze schowka paczkę czerwonych Marlboro.
- Ej!- skarciła go matka.
- Przecież i tak wiesz, że palimy...co to za różnica...- podłożył dziewczynie pod nos paczkę, a ona wyciągnęła z niego jednego papierosa. Zapaliła i odchyliła głowę do tyłu.
Kobieta już nic nie powiedziała, tylko czasami patrzyła w ich stronę. Duff zupełnie wyłączył się z rozmowy. Myślał o swoim życiu, podsumowując każdy swój krok i czyn. Zastanawiał się czy znowu podoła temu, co znajduje się w Los Angeles. Patrzył od boku na swoją siostrę i myślał o tym czy ona także da tam radę.
Nie chciał znowu wystawiać tą dziewczynę na tak koszmarną próbę. Jest od niego o trzy lata młodsza, a wydaje się jakby byli bliźniakami. Jakby znali każde swoje myśli i gesty. Jest stanowczo za delikatna i za słaba na okrutny nie raz los w LA.
Auto zatrzymało się pod małą stacją beznyznową, gdy słońce zupełnie zaszło za horyzont.
Slash wysiadł, trzaskając za sobą drzwiami. Był w dobrym humorze, bo wreszcie wracał do domu. Do Stevena, do wszystkiego co tam zostawił razem ze swoim wyjazdem.
- Duff, chcesz piwo?- spytał Slash, otwierając lodówkę , koło lady. Chłopak pokiwał głową i opadł na krzesło, obok stolika.
Brook podeszła do mulata i uwiesiła się na jego ramieniu, ściągając mu okulary z nosa. Sama je założyła i szybko uciekła, siadając koło matki Slasha i swojego brata.
Ten cierpliwie wyciągnął piwa z lodówki i podszedł do kasy, płacąc. Gdy wreszcie wrócił, usiadł obok dziewczyny i westchnął ciężko, otwierając piwo.
- Boże, co ze mnie za matka...- jęknęła pani Hudson, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu.
- Luz, mama...- odpowiedział Saul, spokojnym głosem.
Brook uśmiechnęła się do niego i wzięła łyka jego piwa.
- Ej, zabrałaś mi okulary a teraz jeszcze piwo?- jęknął, oddając jej butelkę. Prawda była taka, że zrobiłby dla niej wszystko. Oddał by wszystko jej, tylko po to by była szczęśliwa. Czy dobrze robił? Raczej nie.
- Tylko kilka łyków, wziąłeś jak zwykle najlepsze...-powiedziała z przekąsem, odrywając usta od gwintu, z charakterystycznym cmoknięciem. Popatrzył na nią z boku i nic już nie powiedział. Duff przyglądał im się po kolei i cały czas myślami był daleko stąd.
- Słuchajcie, ja idę się spytać czy tam w tym motelu za stacją są miejsca...- powiedziała kobieta i wstała z miejsca, zasuwając za sobą krzesło.
- Kurwa, jak tylko dojedziemy od razu do Rainbow...- jęknął mulat i popatrzył znacząco na blondyna.
- Nie stać cię tam nawet na szklankę, Hudson...-odpowiedział cichym głosem i przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu. Pozostała dwójka zignorowała jego zachowanie i zajęła się swoją rozmową. Właśnie o to mu chodziło. Odseparować się , choć na chwilę.
- Slashy, weźmiesz mnie w końcu na ten znak?- spytała Brook i popatrzyła na niego pytająco.
- Jak dobrze pójdzie, będziemy w Los Angeles jutro wieczorem...więc w sumie,czemu nie...- odpowiedział.
Uśmiechnęła się i przez przypadek, przysunęła nogę tak blisko niego, że jej noga prawie wchodziła na niego. Popatrzył na nią z uśmiechem i wziął łyka piwa.
- Zbierajcie się, są miejsca...- do stolika podeszła pani Hudson i pogłaskała Duffa po głowie, na co on gwałtownie otworzył oczy. Wszyscy wstali i poszli zza ladę, schodami w górę. Był tam dość długi korytarz. Kobieta trzymała w ręku dwa klucze i szła na przodzie.
- No dobra, to...Brooky...śpisz z nimi, prawda?- spytała.
- Tak...- pokiwała głową i oparła się o ścianę. Kobieta rzuciła klucze w otwarte dłonie Slasha i wybuchnęła śmiechem, zamykając szybko drzwi.
- Cwana jak na matkę...-zauważył Duff, unosząc w zdziwieniu brwi.
- Co ty nie powiesz?- powiedział Slash, podchodząc do ich pokoju. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do pomieszczenia, zostawiając rodzeństwo na korytarzu. Pokój był ubogi, oprócz wielkiego łóżka stojącego w rogu pokoju nie było w nim nic ciekawego. O wiele interesujące było spędzenie nocy z dwójką przyjaciół.
- Od razu mówię, nie śpię na środku pedały!- wyminęła go Brook i odłożyła swoją torbę na podłogę.
- Ja też nie, Slash cwelu! Śpisz na środku!
- A, pierdolcie się...-westchnął i podszedł do okna, otwierając je na oścież.Widok był wprost niesamowity, bo wszędzie były góry. Góry, everywere.
Po piętnastu minutach, gdy Brook poszła się kąpać Slash i Duff położyli się do łóżka.
Milczeli, a do pokoju wpadał ciepły nocny wiatr, muskając ich twarze. Było naprawdę gorąco.
Obydwaj leżeli na wznak, trzymając ramiona na kołdrze. Wsłuchiwali się w świerszcze i cykady za oknem oraz dźwięk wody, z łazienki.
- Slash?- nagle odezwał się Duff.
- Co?
- Boję się o nią...- szepnął i poczuł na sobie jego spojrzenie.
- O Brook?
- T-tak...- odpowiedział.
Zapadła cisza. Z kranu przestała lecieć woda.
- Boje się, że sobie nie poradzi...była tam tylko dwa miesiące, nie wie co to znaczy żyć w tym mieście na co dzień...nigdy nie była w Rainbow, ani w Whiskey...nigdy nie ćpała...kurwa, po prostu czuję , że sam nie będę mógł się nią zaopiekować...
- Ona ma siedemnaście lat...co ty chcesz?- westchnął.
- A ja dwadzieścia i sam nie dawno zapijałem się w trupa...- podniósł głos.
- Ma jeszcze mnie...no i Stevena...-na ostanie słowo obaj spojrzeli na siebie i wybuchnęli cichym śmiechem.
- Już nie jest tą małą Brooky...naprawdę nie jest...- pokręcił głową i wtedy drzwi się otworzyły. Obaj podnieśli głowy i zobaczyli stojącą w drzwiach dziewczynę. Miała na sobie tylko top, z logiem Black Sabbath i krótkie spodenki ukazujące jej długie nogi. Duff'a to nie ruszyło, więc opadł z powrotem na poduszkę. Slash natomiast, cały czas na nią patrzył. W duchu modlił się, by położyła się właśnie z jego strony. Podeszła do torby i włożyła do niej kosmetyczkę, zapinając zamek.
- Ale gorąco...- jęknęła i podeszła do łóżka od strony swojego brata. Przesunęła go i wsunęła się pod kołdrę. Duff odwrócił i przyciągnął ją do siebie mocno, przytulając.
- Nikt cie nie kocha, Saulie...-zaśmiał się półszeptem, ale Slash nie odpowiedział. Położył głowę na poduszkę i wsłuchiwał się w ich oddechy. Znowu czuł to nie przyjemne uczucie. Dziwnej pustki. Mijały minuty i po chwili dało się usłyszeć ciche pochrapywanie chłopaka. Mulat nie mógł zasnąć. Dobijała go samotność. Której zawsze tak bardzo się bał.
- S-slash...on się ślini...-usłyszał jej jęk. Szybko podniósł się na łokciu i pociągnął McKagana za ramię, odsłaniając jej drobne ciało. Wyswobodziła się z jego ramion i wyszła z łóżka. Podeszła na torby i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Kiwnęła głową na swojego przyjaciela, a ten również wyszedł z łóżka. Usiedli na parapecie, stykając się nogami. Obserwował jej ruchy, co nie umykało jej uwadze. Ale uważała to za zwyczajne. Palili bardzo wolno, rozkoszując się każdym wdechem.
- Ale tu pięknie...- usłyszał jej szept. Patrzył na jej twarz i wypuścił dym z ust.
- Wiadomo...- tylko na to było go stać.
- O czym rozmawialiście?- spytała, mrużąc oczy. Chłopak odwrócił głowę i spojrzał za okno, patrząc na szczyty wzgórz.
- O tobie, on się martwi...- powiedział. Otworzyła szerzej oczy.
- Dlaczego?
- Bo...on uważa, że nie poradzisz sobie w Los Angeles...i mówił, że nie jesteś już tą małą Brook...- szepnął.
- A mówił o tym jak ja bardzo się boję o niego? Jak zastanawiam się ile czasu wytrzyma bez kolejnej butelki wódki, w tym pierdolonym...w tym...w tym Rainbow? Z resztą gdziekolwiek...
nie mówię to o dragach...- zaczęła mówić. Saul widział w jej oczach smutek, który zawsze krążył w jej oczach. Nie zależnie od sytuacji, on jeden widział go w jej brązowych tęczówkach.
- No tego nie mówił...-uśmiechnął się.- Spokojnie, Brooky...będzie dobrze..
Odwzajemniła uśmiech i wyrzuciła papierosa za okno. Rozmawiali jeszcze długo. O wszystkim tym, czym żyli. W końcu, gdy wskazówki zegara sięgały pierwszej w nocy zrobili się senni.
- Idziemy spać?- spytała Brook, ziewając. Slash zeskoczył z parapetu i wyciągnął rękę w jej stronę. Chwyciła ją i podeszła tym razem do jego połowy łóżka.
- Mogę?- spytała nieśmiało.
On tylko uśmiechnął się i stanął za nią. Weszła do łóżka, nakrywając się kołdrą. On położył się obok niej, ale nie stykali się ciałami. Poczuł dziwny rodzaj satysfakcji.
- Slashy, jutro nie wstaniemy...- szepnęła.
Zaśmiał się pod nosem i odwrócił się w jej stronę. Ich twarze były bardzo blisko siebie.
- Fajnie, że jesteś...-uśmiechnęła się i pogłaskała go po włosach. Nic nie odpowiedział, tylko zamknął oczy, czując w nozdrzach jej zapach. Dobijał go fakt, że dla niej nie znaczy to nic. A dla niego? Znaczy wszystko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
JEZU BRAK MI SŁÓW <3
OdpowiedzUsuńGENIALNE ! MOI ULUBIEŃCY :3
Utalentowane z ciebie dziecko wiesz :D
Jezu jak ja uwielbiam jak on mówi że ona znaczy dla niego wszystko ...
Uwielbiam ją i jego - dobrze że wszystko między nimi dzieje się tak powoli można wyłapać każdy cudowny szczegół.
Uwielbiam ich - i ciebie i tego bloga <3
Moi ulubieńcy :3
Czekam na następny <3
Kocham to i pozdrawiam ;*
Kobieto budujesz taki cudowny klimat, że szok :) Brak słów...
OdpowiedzUsuńSą tacy słodcy i kochani...cała trójka. Duffy tak strasznie się martwi o swoją małą Brooky, a ona o niego. Mam nadzieję, że nic złego się w L.A. nie wydarzy.
Hudson ma fajną mamę :P
Ciągnie ich do siebie i to widać. Nie tylko Slasha do niej, ale dziewczyna też coś do niego czuje, jestem pewna. Ale fajnie, że to wszystko się dzieje tak powolutku, krok po kroczku. Można się wczuć w emocje i klimat...jednym słowem GENIALNIE!!!
Z każdym opowiadaniem, rozdziałem jesteś coraz lepsza...też bym tak chciała :D Czekam na następny z niecierpliwością <3
Kocham to opowiadanie! Masz tu zupełnie inny styl niż w isjustalittlepatience :D
OdpowiedzUsuńOjeeej Slash jest słodki *.* Zrobi wszystko dla Brooke, odda wszystko jej, byleby była szczęśliwa... to jest..piękne, ej! :P
Tylko Duffy jakiś dziwny tutaj... Małomówny, skryty. Rozumiem, że martwi się o Brooky. W sumie ona o niego też.
No i Hudson ma zajebistą mamę! :D
Ubóstwiam to!
OdpowiedzUsuńJesteś tak genialna że szkoda słów.
Ten styl pisania... no kurwa jak ja ci zazdroszcze!
Slash jest taki słodki!!!
Dla Brook zrobi wszystko. No i Duff tak się o nią martwi :(
Chciałabym mieć takiego zajebistego brata.
Z resztą oni wszyscy martwią się o siebie nawzajem.
No i Pani Hudson i jej podejście do życia...haha taka matka to dopiero jest zajebista!
Już się nie mogę doczekać co będzie w następnym rozdziale!\
To opowiadanie przyciąga jak jakiś magnes kurna!
:****
~xoxo
Slash ma zajebista mame! <3 takie pudzaki! Czemu Duff jest taki mroczny i jakby wyobcowany..? Saul i Brooky.. huhuhu oby cos wiecej!! ~mmckagan
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńBrook martwi się o Duffa, Duff martwi się o siostrę. W sumie, to kiedy mówił, że jego siostra nigdy nie ćpała, nie była w Raibnow itp, to ja się przeraziłam trochę. Bo właśnie zdałam sobie sprawę z tego, jak Duff widzi życie w LA... no i w sumie, to Brook naprawdę ma się o co martwić, bo się chłopak jeszcze bardziej stoczy... nie, nie, ja się nie zgadzam :( Smutno mi po poprzednim rozdziale, a po tym jest mi jeszcze bardziej smutno. W sumie, to teraz Jeff i Duff są w całkiem podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńHa, matka Slasha rozwala system i jest to jakiś taki mały, wesoły aspekt w tym opowiadaniu :)
Ps: Zostawiłam też komentarze pod poprzednimi rozdziałami.