wtorek, 2 kwietnia 2013

1. Baby, I'm Gonna Leave You.



Mijały kolejne miesiące, życia w Lafayette. Kolejne, ciężkie i złowrogie miesiące. Matka Jeff’a Isbella, pięćdziesięcioletnia Dorothy Isbell umierała. Było to jasne. Nie pozostawiało wątpliwości. Ostatnie dni jej życia, spędzała w szpitalu, przyprawiającym chłopaka o wymioty. W okropnym, dwupiętrowym szpitalu który okresy swojej świetlności miał już dawno za sobą. Dlaczego jego matka, musiała umierać w tak paskudnym miejscu? Dlaczego chodź, przed śmiercią nie mogła zaznać trochę..szczęścia, którego tak brakowało jej przez te wszystkie lata jej życia? Siedzący na szpitalnym korytarzu razem ze swoją trzydziestoletnią siostrą Letty, Jeff modlił się by nie zasnąć. Nie spał od prawie trzech dni. Wciąż zastanawiało go to co się z nim stanie, gdy mama umrze. Czy naprawdę odważy się stąd wyjechać? - Jeff?- usłyszał cichy szept, siostry. Otworzył o czy i obróciwszy głowę w jej stronę zderzył się z czarnymi oczami. 
- Co się stało?- spytał instynktownie, zamrugawszy parokrotnie. Dziewczyna, była do niego bardzo podobna. Taki sam kolor włosów, szczupła i blada twarz i wreszcie oczy. Takie same, wręcz identyczne jak jego.
- Co potem zrobisz?- spytała, czekając na jego reakcję.
- Potem? Wyjadę, Letty...- odpowiedział.
Zamilkła, przetwarzając w myślach jego słowa. 
- Do Los Angeles, prawda?- rzuciła mu i oparła głowę o jego ramię.
- Tak...-szepnął i żaden z nich już więcej się nie odezwał. Ich myśli przerywały pielęgniarki, przechodzące obok i oznajmiające o pogarszającym się stanie ich matki.
W pewnym momencie lekarz, w starszym wieku wyszedł z sali i przystanął obok nich. Oboje podnieśli głowy i zobaczyli, jego dziwną minę.
- Proszę państwa...pani Isbell chce się z wami zobaczyć...- powiedział i szybko odszedł. Powoli wstali i weszli do zaciemnionego pokoju. Na środku stało duże, szpitalne łóżko a na nim leżała słaba kobieta. Podeszli do niej, każdy z innej strony.
- Mamo...- Letty delikatnie szturchnęła Dorothy w ramię. Otworzyła oczy i popatrzyła na swoją córkę. 
- Kochanie, bardzo cię kocham...i wiem...że...sobie poradzisz...- zaczęła mówić. Jeff spojrzał na swoją siostrę, która płakała gorzkimi łzami.- Nie płacz...bądź dzielna...
Chłopak patrzył się tępo na swoją matkę, nie mogąc się ruszyć. Ta, odwróciła głowę w jego stronę. Powoli wyciągnęła trzęsącą się rękę w jego stronę.
- Przybliż się, synu...- szepnęła. Nie zareagował od razu, ale gdy to w końcu zrobił kobieta chwyciła go za dłoń i mocno ścisnęła.- Jestem z ciebie dumna, Jeff...chociaż wiem, że miałeś ciężko...nigdy nie dawałam ci tego na co zasługiwałeś...bardzo cię kocham, syneczku...kocham cię...
Z każdym jej słowem, Letty co raz mocniej płakała. Uklękła koło łóżka i zasłoniła sobie twarz dłońmi. A on nie. Patrzył się na swoją matkę, nie mogąc się ruszyć.
- Pamiętasz jak kiedyś znalazłeś na ogrodzie skowronka?- spytała kobieta.
Jej oczy przybrały teraz jaśniejszy odcień.
- On umierał, bo spadł z gniazda...płakałeś tak mocno,a ja nie wiedziałam co mam zrobić żeby cię pocieszyć...i wtedy...powiedziałam ci, że ten ptaszek umiera żeby..żeby być wolnym...
Jego dusza będzie teraz krążyć wśród tego wielkiego dębu, pamiętasz? I że będziesz mógł go usłyszeć , jeśli tylko zamkniesz oczy...jego śpiew usłyszysz w szumie jesiennych liści...które szepczą nieznane naszym uszom słowa...
Jeff płakał. Pierwszy raz w swoim życiu płakał.Upadł na łóżko swojej matki i płakał, wielkimi łzami. Jego matka, głaskała go po głowie. Po jej policzkach spływały łzy, tak samo jak jej dzieciom. 
- Wyobraźcie sobie, że to ja jestem teraz tym skowronkiem...że za chwilę..będę wolna...będziecie mogli mnie usłyszeć, a nawet zobaczyć...wystarczy, że zamkniecie oczy i wsłuchacie się w muzykę, którą wam kiedyś pokazałam..albo po prostu staniecie przed lustrem i zobaczycie w swoich odbiciach cząstkę mnie...taka małą część...
Cała trójka płakała i chodź Jeff w głębi serca czuł, upokorzenie nie mógł przestać. Umierała jego mama. Jego ideał kobiety.
Nie patrzyli na swoja matkę, bo ich twarze były schowane w dłoniach ale w pewnym momencie, Jeff poczuł że jego mama przestała się ruszać. Podniósł głowę i zobaczył jej twarz.
Letty także podniosła się i zapadła głęboka cisza.
- Mamo...- szepnął i popatrzył na swoją matkę.
- Mamuś...- powiedziała głośniej siostra i chwyciła mamę za rękę. W tym momencie na kardiomonitorze, pojawiła się pozioma kreska. I nie przerywany ,ciągły dźwięk. 


***


Deszcz lał nie miłosiernie. Jego ciężkie i zimne krople spływały na ciemne pomniki  cmentarza Memorial Park, rozmywając przy tym brudne napisy. Tak samo było także w przypadku nagrobka Dorothy Isbell. Deszcz spadał na ten szary, kamienny bloczek spływając po nim szybko. Na małej, drewnianej ławeczce siedziała dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. 
Wpatrywali się w czarny napis, wyryty w pomniku i milczeli. Nie obchodził ich deszcz, ani to że są cali mokrzy. Jeffrey, przyszedł na ten grób ostatni raz. Jutro wyjeżdża. Będzie prawie dwa tysiące mil od tego miejsca. Będzie w innym świecie.
- Naprawdę chciałabym jechać...- w końcu odezwała się dziewczyna i popatrzyła na niego.
- Jamie...przestań...naprawdę nie musisz się tłumaczyć..-przerwał jej i zmrużył oczy.
Westchnęła i popatrzyła przed siebie. Szukała w głowie słów, które mogły by zastąpić jej frustrację, jej złość na  rodziców jak i na siebie.
- Boże...dlaczego po prostu nie ucieknę razem z tobą?-jęknęła i zasłoniła sobie twarz dłońmi.
Jeff zamarł i gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
- Dlaczego jestem takim tchórzem...i boje się...zrobić cokolwiek...boję się zaryzykować..- powiedziała. 
- C-co? - spytał i zamrugał oczami.
- A może po prostu...wyjdę dziś w nocy...i  pojedziemy?- dalej mówiła.
- Chcesz spierdolić?- uśmiechnął się i w tym momencie dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
- Tak, chcę spierdolić...mam to wszystko w dupie, Jeff...- powiedziała.
- N-no..no to zajebiście...- wykrztusił z siebie i wstał, ciągnąc ją za rękę.
Biegli przez ciemny cmentarz, śmiejąc się.
W końcu weszli na pierwsze ulice i już po chwili stali pod domem Jamie.
- No to idź, ja poczeka...- zaczął mówić, ale mu przerwała.
- Idziesz ze mną, nie wiem co mam spakować...- oznajmiła i pociągnęła go w stronę ogromnego domu. Weszli do zimnego pomieszczenia, na  hol. Wszędzie były marmury. Na ścianach i podłodze.
- Tylko cicho, bo jest ojciec...- szepnęła i pociągnęła go po wielkich drewnianych schodach.
Przeszli do jej pokoju, a ona zamknęła za nimi drzwi na klucz.
Jeff pierwszy raz tu był, więc usiadł na wielkim łóżku i rozejrzał się wokół siebie. Ściany były brązowe, a wszędzie wisiały plakaty Led Zeppelin. W rogu pokoju stal czarny fortepian.
- Jeff!- usłyszał jej głos, zza innych drzwi. Szybko wstał i otworzył szeroko oczy. Jego oczom ukazała się ogromna garderoba, wielkości jego trzech pokoi.
Jamie stała na środku i trzymała w ręku ogromną walizkę.
- To co mam brać?
Zamrugał parokrotnie i podszedł do jednej szafy. Otworzył ją i zauważył , że są w niej same koszulki. Rozwinął kilka i uśmiechnął się. Misfits, Thin Lizzy, the Who, Van Halen...wszystko to co kochał.
- Skąd ty to kurwa masz?- jęknął, wrzucając wszystko do walizki.
- Moja siostra...też tego słuchała, ale kiedy wyjechała zostawiła mi to wszystko..no i ..- powiedziała i uśmiechnęła się.
Dalej wybierali ubrania i gdy skończyli, razem usiedli na wypchanej walizce.
Dziewczyna podeszła do jednej z szaf i schyliła się na samo dno. Wyciągnęła z niej butelkę Jacka Danielsa i wróciła na swoje miejsce.
- Ojciec kiedyś dostał w prezencie, ale on nie pije..więc zajebałam...- powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Chłopak obserwował jej ruchy i gdy zobaczył, że naraz wypiła prawie całą butelkę zaśmiał się i podał jej paczkę fajek.
- Zapal sobie...- poradził jej, patrząc na nią rozbawionym wzrokiem. 
- No dobra, to jak już jestem pijana...to gdzie my będziemy mieszkać?- spytała.
- W mieszkaniu...na Westwood...to bardzo blisko Sunset Strip..rozumiesz..takiej stolicy rock n' rolla...- odpowiedział i zaciągnął się papierosem.
- Czyli mam się dorzucić?- spytała i nie czekając na jego odpowiedź wstała i podeszła do tej samej szafy z której wyciągnęła alkohol. 
Uklękła przed chłopakiem i pokazała mu słoik wielkości ludzkiej głowy..a w nim...masa pieniędzy.
Otworzył szeroko oczy i przełknął ślinę.
- C-co to jest?
- Kiedyś dostawałam kieszonkowe...wiesz, jak było lepiej między mną a rodzicami...no i zostawiłam sobie...- powiedziała i wyciągnęła stu dolarowy banknot.
- Ile tam jest?
- Nie wiem...z sześć stów?- powiedziała i wysypała zawartość słoika. 
Razem zaczęli liczyć.
- Kurwa...tysiąc dolców...- jęknął Jeff.- Ja przez dwa lata nazbierałem pięćset !
Zaśmiała się i włożyła wszystko do portfela, podając mu go chłopakowi.
- Masz, ty lepiej się nimi zajmiesz...
Pokiwał głową i włożył go do kieszeni kurtki.
- Dobra słuchaj, plan jest taki...dzisiaj w nocy...nie wiem..o której?
- O pierwszej?
- Dobra, dzisiaj wymkniesz się z domu tak żebyś o pierwszej była u mnie...prześpimy się i będziemy jechać...- powiedział i wstał z miejsca.
Pokiwała głową i westchnęła.
Podszedł o niej szybko i przytulił ją do siebie mocno.
- Dziękuję...- szepnął jej do ucha.
- Módl się, żeby to się udało...- jęknęła.
- Na pewno się uda...dobra..to daj tą walizkę..- chwycił ją poszedł w stronę wyjścia.- Pokaż mi drogę do wyjścia..
Zeszli na dół i po chwili Jamie została sama.
Wróciła do swojego pokoju i otworzyła okna, by wywietrzyć pomieszczenie z papierosowego dymu. Poszła do łazienki i wzięła długą kąpiel. Przebrała się w czyste ubrania i zaczęła pakować podręczną torbę. Nagle ja olśniło. Vouchery na samolot. Szybko wybiegła z pokoju i wpadła do gabinetu swojego ojca. Całe szczęście go tu nie było. Zaczęła przeszukiwać szafki i nagle znalazła. Vouchery do Seattle, Miami, Las Vegas... i Los Angeles. Opadła na fotel i chwyciła dwa samolotowe bilety. Boże, czy ona naprawdę to robi? Ucieka z domu? Zostawia swoje dotychczasowe życie? Spojrzała na zegar na ścianie. Dwudziesta druga. Jeszcze cztery godziny. Włożyła bilety do tylnej kieszeni i wstała z fotela, idąc w stronę drzwi. Wyszła przez nie i najciszej jak mogła zamknęła je.
- Co tam robiłaś?- usłyszała donośny głos, tuż za swoimi plecami. Serce podskoczyło jej do gardła i odwróciła się gwałtownie. Stał przed nią jej ojciec.
- J-ja? Ja..szukałam cię..tato..- wyjąkała. Kieszeń i znajdujące się w niej Vouchery aż piekły ją ze strachu.
- W moim gabinecie?- spytał nagle. Jamie robiła wszystko żeby jej mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach.
- No ,tak ..przecież spędzasz tam najwięcej czasu...- zauważyła, już pewniejszym głosem.
Zmrużył oczy i podszedł bliżej.
- Ten Isbell, tu był prawda?- spytał, a ona głośno przełknęła ślinę.
- T-tak...
- A mogę wiedzieć co robił w moim domu?
Wzięła głęboki oddech i zignorowała jego pytanie.
- Tato...chciałam ci tylko powiedzieć, że dostałam się na prawo w Indiana University...- powiedziała zgodnie z prawdą.
Widziała jak zrobił się czerwony na twarzy.
- N-naprawdę?
- Tak...ale na nie nie pójdę...- oznajmiła i odwróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Padła na łóżko i wyciągnęła z kieszeni bilety. Przyjrzała się im i zamknęła oczy. Chwyciła stojący na szafce nocnej budzik i nastawiła go na wpół do pierwszą.Po chwili zasnęła.



Mamy pierwszy rozdział, przepraszam za błędy mogą się pojawić. 
Komentujcie, to nie boli !









12 komentarzy:

  1. No nareszcie coś tu napisałaś :D
    Całe kurwa szczęście że postanowiłaś przywrócić tego bloga.

    Kurde strasznie szybko umarła mama Jeffa aż mi samej zrobiło się przykro. Biedna kobieta. A to porównanie z tą jaskółka... super to wyjaśniłaś. Taka życiowa rada.

    No i że Jamie postanowiła spierdolić z domu... wow. Odważna jest i to bardzo. Fajnie że o tym pomyślała no bo szkoda żeby tu sama zostawała skoro ma przesrane w domu.
    Walizka spakowana.. połowa sukcesu.
    Kurde aż się przestraszyłam tego jej ojca. O mały włos a by ją przyłapał.
    Mam nadziję że uda jej się uciec z tego domu bo jak nie to chyba se w łeb strzelę!!
    czekam na kolejne z niecerpliwością!!

    ~xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Bardzo przejmujący.
    Świetnie ujęłaś kwestię śmierci, tak wzruszająco. Historia o skowronku podbiła moje serce.
    Mam nadzieję, że ojciec nie popsuje planów Jamie i uda się jej wyjechać.
    Też bym chciała taką garderobę z koszulkami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem oczarowana tym rozdziałem. Wszystko pięknie opisane, człowiek aż potrafi się wzruszyć. Porównanie ze skowronkiem doszczętnie mnie złamało. Smutne, że jego matka umierała w szpitalu, sama nie życzyłabym tego nikomu. Ale taki jest już ten świat, prawda?
    Druga część równie świetna. Rodzice Jamie to nic dobrego, oby wizyta w gabinecie i wyznanie o szkole nie zniszczyło planów o wyjeździe. Bo co jeśli, przed ucieczką jej tato dobije się do pokoju? Albo zacznie ją ścigać? Na samą myśl o takich sytuacjach przechodzi dreszcz.
    Po raz kolejny wspomnę, że rozdział jest zabójczy i z niecierpliwością czekam na kolejne c:

    OdpowiedzUsuń
  4. To jak pisałaś o skowronku - cudo aż łzy w oczach miałam.

    Kurde oby im się udało !
    Musi się udać !!
    Uroczo za razem uciekają :3

    Powiem ci że już nie mogę się doczekać kolejnego i ten kocham kocham kocham <3
    Genialny - i ten blog jest zarąbisty dobrze że powróciłaś do pisania ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ssssspierdalaja... ^^ ale bedą razem tak?? Smutny ten wątek o mamie Izzyiego :( szybko umarła.. Tez chce tak umrzec.. To chyba najlepsza smierć.. Ale kurwa nastrój w ktorym piszesz tego bloga jest poprostu zajebisty *.* ~mmckagan

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej jakie to smutne...widok płaczącego Jeffa jest strasznie dołujący, ale co zrobić, widocznie tak musiało być. Fajnie, że jednak Jamie z nim pojedzie :D jestem ciekawa, co się będzie działo w tym L.A. i mam nadzieję, że oni będą razem...bo będą, tak?

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba jest to pierwszy blog w którym po przeczytaniu rozdziału płakałam godzinę! Kurwa nadal jak pomyślę o tej śmierci matki to mi smutno ale i tak zajebiście! Tak się cieszę że jednak się zgodziła i że razem wyjadą :) no i te koszulki też tak chcę! Uwielbiam twój styl pisania no i jeszcze to co mówiła ta matka o tym skowronku to było piękne i takie wzruszające... Dobra koniec smutania! Więc ogólnie zajebisty rozdział i nie mogę doczekać się kolejnego!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale smutny początek :c myślałam, że zacznę ryczeć razem z nimi :c aż ma się ochotę przytulić Jeffa :3

    Ale się cieszę, że Jaime zdecydowała się jednak jechać z Isbellem ^^ w końcu to zajebista przygoda życia, a jej w domu i tak nic nie trzyma...
    No jestem ciekawa tego ich życia w LA xD
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award, i bla, bla, bla...
    Na moim blogu znajdziesz więcej informacji - http://during-the-november-rain.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Eh, ostatnio śmierć mnie otacza. Jak nie w opowiadaniach, to w życiu prywatnym :( Jakoś mi ostatnio ciężko komentować rozdziały, w których ktoś umiera. A ten... ten był tak napisany, że znów miałam wrażenie, że siedzę tam razem z nimi w szpitalu. Jeff naprawdę silnie to przeżył, no cóż, w sumie, to nie ma co się dziwić. Mimo wszystko był związany z matką i tak dalej. W sumie, to kiedy odeszła, to został sam. No ma jeszcze starszą siostrę, ale skoro na szpitalnym korytarzu zastanawiał się, co się takiego stanie, to pewnie też nie może za bardzo liczyć na Letty. Takie właśnie mam wrażenie :( I ogólnie, to jest mi smutno z powodu tego wszystkiego. Napisałabym jeszcze coś o Jamie, ale normalnie, to nie wiem jak :(

    OdpowiedzUsuń